Internetowe Archiwum KPN - strona glowna
najwazniejsze dokumenty kpn z l. 1979-1993
teksty polityczne Leszka Moczulskiego z l. 1973-2004
inne dokumenty
Historia KPN
procesy polityczne kierownictwa kpn
encyklopedia kpn
czytelnia prasy kpn
wspomnienia dzialaczy  kpn
najwazniejsze publikacje nt. kpn
historia marszow szlakiem I Kompanii Kadrowej w l. 1981-1990
forum bylych dzialaczy kpn
kontakt z administratorem

Wspomnienia konfederatów

Działalność KPN zagranicą

Tomasz Strzyżewski

Mirosław Lewandowski: Postanowiłem zacząć naszą rozmowę fragmentem z Twojego "Matrixa", w którym przedstawiasz sytuację w polonijnych środowiskach emigracyjnych, którą zastałeś w roku 1977, gdy wyjechałeś z Polski do Szwecji, zabierając ze sobą materiały PRLowskiej cenzury. 

Podczas kilkunastomiesięcznego wyczekiwania na paszport, co w efekcie wydłużyło pobyt w urzędzie „aż” do osiemnastu miesięcy (sierpień 1975 – luty 1977), gdzieś tam, w zakamarkach mojej świadomości pełgał płomyk niepewności, czy aby przyjęty zostanę przez emigrację tak, jak wynikać by to mogło z antycypacji. Momentalnie jednak przygasał od przypływu kolejnych fal entuzjazmu.

 

Emigracja, w której objęcia wpadłem po udanym wywiezieniu zbrodniczych dokumentów, nazywała siebie enigmatycznie „emigracją pomarcową”, mimo że w istocie była ubocznym tylko produktem „sześciodniowej” wojny na Bliskim Wschodzie w 1967 roku. Rekrutowała się głównie z warstwy społecznej, która rozkazem z Moskwy, nagle odepchnięta została od władzy i wpływów. Byli to najczęściej etatowi pracownicy partyjno-państwowych struktur władzy państwowej oraz komunistycznych mass mediów (głównie dziennikarze, redaktorzy, a nawet cenzorzy), a także aparatczycy zatrudnieni na stanowiskach nomenklaturowych w gospodarce i usługach, jak również w nauce i kulturze.

 

Prawdziwa emigracja niepodległościowa, reprezentowana przez takich, dawno już okrytych sławą i niezmiernie zasłużonych działaczy, jak Jan Nowak-Jeziorański lub Jerzy Giedroyć czy też innych, aktywnych w pozostałych polskich ośrodkach, jak np. w londyńskim czy nawet sztokholmskim – z naiwnym zachwytem powitała ów nieoczekiwany napływ „świeżej krwi”. Radość ich była nawet zrozumiała, zważywszy że tak wielu młodych, wykształconych i pełnych energii życiowej intelektualistów, przybyłych w dodatku prosto zza „żelaznej kurtyny”, pozwalało radykalnie wzmocnić pracę emigracji na rzecz odzyskania przez Polskę wolności oraz wydatnie usprawnić pomoc dla opozycji, walczącej z komunistycznym reżimem w kraju. Oszołomieni pozytywnym obrotem spraw, starsi, „przedwojenni” panowie pośpiesznie odsuwali z pola widzenia wszelkie nasuwające się refleksje czy wątpliwości co do szczerości przybyszów, deklarujących – nagle, swym tak zgodnym, wielotysięcznym chórem – swój antykomunizm, mimo że jeszcze przed chwilą (również jak jeden mąż) trwali wiernie na straży komunizmu. Przyjęli więc ich z otwartymi ramionami, dając świetne posady w rozgłośniach radiowych (np. w RWE), w prasie emigracyjnej czy rozmaitych polskich organizacjach i pomagając na inne jeszcze sposoby. W 1977 roku proces owego „oswajania” był już zakończony.

 

Nie było więc dla mnie miejsca, zwłaszcza że opinii o nowych uciekinierach z kraju „przedwojenni” decydenci zasięgali u świeżo zaakceptowanych i już prywatnie z nimi zaprzyjaźnionych „pomarcowców”. Owszem, gdybym okazał się kimś „swoim”, jak np. lansowany przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego pułkownik reżimowej armii Ryszard Kukliński, a więc gdybym był jakimś starym wygą aparatczykowskim, który po wielu latach, a najlepiej po całych dziesięcioleciach wspinania się na coraz wyższe szczeble komunistycznego aparatu (i nasiąkania panującą w nim atmosferą), a więc bogacenia się kosztem gnębionych przez tenże (ich własny przecież!) aparat współobywateli, „odskoczył sobie” – a, to co innego! Przyjęty zostałbym najpewniej z honorami i z szacunkiem w stopniu proporcjonalnym do osiągniętej pozycji. Pozycja, której „dosłużyłbym” się jako totalitarny aparatczyk, uczyniłaby ze mnie, na równi z moim wyczynem, coś o znaczeniu ponadprzeciętnym. Zdemaskowałem jednak cenzurę od razu, nie oglądając się na ów „wymóg”. Nadawałem się więc tylko (ja, oczywiście, nie rezultat mego postępku) na śmietnik historii.

 

Ciekawe, jak krótka musiała być pamięć tych „żywych pomników” polskiej emigracji. Nie mogli przecież nie zdawać sobie sprawy z moich uczuć. A czułem się dokładnie tak samo, jak i oni czuć się musieli trzydzieści lat wcześniej, gdy zachodni alianci potraktowali ich wraz z całym polskim narodem po macoszemu, nie chcąc narazić się potężniejszemu sprzymierzeńcowi – Związkowi Radzieckiemu (np. sprawa Katynia). Także Zachód nie wzdragał się przed przyjęciem naszych ofiar, „w podzięce” woląc jednak odwrócić się plecami i oddać na pożarcie.

 

Tak właśnie „zmodernizowana” przez pomarcowców emigracja przyjęła mnie z rezerwą, graniczącą czasem z niechęcią, a nawet rzadko ukrywaną irytacją, by nie rzec z oburzeniem. Potrzebując uzasadnienia dla tej rezerwy, przypisano mi inklinacje złodziejskie (nigdy by się na to nie ważono, gdybym „zdążył” wcześniej wspiąć się w aparacie na szczebel np. Kosickiego lub porównywalny choćby z ich własną pozycją). Obarczono mnie nawet podejrzeniami o koneksje ubeckie (vide: rozdz. 13, Paszkwil Koraszewskiego). Wrogość ta narastała w miarę, jak zaczynałem bronić się przed przyjęciem roli bezrozumnego narzędzia losu (lub historii). Tę właśnie rolę usiłowano mi narzucić, sobie pozostawiając całą zasługę (patrz: wstęp do Czarnej Księgi Cenzury PRL). Pojawienie się tak nieoczekiwanego zjawiska na firmamencie chlubnej dotychczas, niczym niezakłóconej działalności służącej tworzeniu nowego image’u było rzeczą kłopotliwą, grożącą wydobyciem na światło dzienne własnej ich roli w systemie, który teraz w rewanżu za kopniaka zwalczali, pomagając opozycji (choć wyłącznie KOR-owskiej). Na tle tej wrogiej postawy wzruszały nieliczne wyjątki, a wśród nich nieudawana życzliwość Leopolda Ungera („Brukselczyka”), Marka Trokenheima ze Sztokholmu i pewnego lekarza w Kanadzie. Pamiętam dystans, z jakim ów pierwszy odnosił się do wrzawy i ujadania wokół moich rewelacji i nadal pamiętam, jak zignorował lizusostwo Koraszewskiego, który zapominając o mej obecności – z przejęcia się niespodziewaną okazją „złapania pana Boga za nogi” – zapewniał go, że nie czuje się przywiązany do żadnej narodowości, bo uważa się za obywatela świata.

 

Musiałem najwidoczniej przeszkadzać tym „uchodźcom politycznym” w prezentowaniu peerelowskiej cenzury w sposób umożliwiający zatajanie ich własnej roli w funkcjonowaniu tegoż systemu i niedopuszczający do jakichkolwiek skojarzeń z faktem, że to przecież oni sami współtworzyli cały system, jako taki. Umiarkowana życzliwość, z jaką początkowo wielu z nich mnie darzyło, zmieniła się w ledwo ukrywaną wrogość, gdy znikły już wątpliwości co do tego, że nie łączy mnie z nimi wspólnota interesów. Chodziło też zapewne o uwolnienie się od potrzeby odpowiadania na pytania w rodzaju: dlaczego nikt z nich samych nie starał się działalności cenzury zdemaskować? lub: czemu to przez tyle lat przebywania na emigracji milczeli jak na rozkaz?

 

Nie miałem więc już wkrótce żadnej wątpliwości co do tego, że znajdowali się w rozstrzygającej fazie wcielania w życie wielkiego manewru manipulacyjnego, umożliwiającego w przyszłości powrót (nie w tej, to w innej formie) do utraconej nad Polaka Instynkt kłamania mi władzy. Fazą tą było przechwytywanie właśnie kontroli nad przepływem informacji w środowisku emigracyjnym oraz pomiędzy emigracją a krajem. Zdemaskowana przeze mnie cenzura była tymczasem przysłowiową gałęzią, na której wciąż jeszcze siedzieli. Groziła im totalna kompromitacja. Wielotysięczna armia dziennikarzy i autorów w Polsce, oddająca się prostytucji intelektualnej, środowisko, które sami na emigracji też reprezentowali, stanowiła rzeczywisty fundament cenzury. Odpowiedzialność tych ludzi musi być tym samym daleko większa niż samych cenzorów z GUKPPiW, którzy byli niczym więcej niż ciasno myślącymi urzędnikami, nie zdającymi sobie często sprawy z globalnego rezultatu swego postępowania. A nikły przecież tylko procent autorów odmawiał oddawania do druku ocenzurowanych tekstów (opatrzonych ich własnymi podpisami, uwalniającymi GUKPPiW z moralnej odpowiedzialności za masowe kłamstwo), woląc publikować poza zasięgiem cenzury lub też „pisać do szuflady”. 

"Matrix", strony: 80-83.

I jeszcze jeden fragment z Twojej książki:

Jak już wspomniałem – tak sam Koraszewski, jak i całe jego emigracyjne środowisko, nie tylko nie zerwali kontaktów z dotychczasowymi „aryjskimi” kumplami z peerelowskich elit, nie tylko nie dystansowali się od tych niewdzięczników, którzy haniebnym aktem bezprzykładnego antysemityzmu w postaci czystek partyjnych (tym wszak uzasadniali swoje podania o azyl polityczny w Szwecji) pozbyli się ich – swych ideowych „towarzyszy” pochodzenia żydowskiego – ale nadal utrzymywali z nimi przyjacielskie kontakty.

 

Całej tej zażyłości na odległość przyświecała wizja wyznawanej przez Koraszewskiego oraz jego emigracyjne „towarzystwo” koncepcji „dubczekowskiej” drogi do socjalizmu z ludzką twarzą, a więc idei zdemokratyzowania go rękoma tych, co jak i on sam, odpowiedzialni byli za jego zbrodnie. Wiara w owo „posłannictwo” przeziera z treści, zacytowanego w poprzednim rozdziale Paszkwilu. Cała ta ksenofobiczno-życzeniowa koncepcja zmian pod kontrolą elit przywodziła na myśl sposób traktowania mas społecznych przez klasy panujące w wiekach średnich, kiedy to arystokracja uważała terytoria państwowe wraz z ich narodami za ogromne jakby folwarki ziemskie, w których posiadanie wchodziło się czy to drogą podbojów, czy też przez małżeńskie alianse. Patriotyzm był dla tych zarządców-regentów czymś śmiesznym, choć równocześnie zależało im na podsycaniu tego patriotyzmu wśród ludności lokalnej na wypadek wojen z sąsiadami. Członkowie tych samych rodów byli więc gotowi wszczynać wojny, by toczyć je z własnymi nawet, królującymi gdzie indziej braćmi lub też z krajami, które do niedawna jeszcze były własnymi ich ojczyznami. Tak postępował protoplasta linii Bernadotte, gdy zasiadłszy już na tronie szwedzkim przyłączył się do wojny przeciw Francji i tak samo postępowała nasza arystokracja (np. Radziwiłłowie) podczas potopu szwedzkiego, gdy król Szwecji Karol X Gustaw toczył wojnę z własnym kuzynem czy też może wujem (?) – polskim królem Janem Kazimierzem. Elity we współczesnych systemach totalitarnych „wyhodowały” z czasem podobny stosunek do eksploatowanych przez siebie mas. Koraszewski wraz z innymi postkomunistami uważał, że wszelkie zmiany systemowe winny być sterowane odgórnie, a więc przeprowadzane od środka – przez nich samych. Nietrudno sobie wyobrazić, że kryć się musiał za tym lęk przed utratą tak społecznego statusu, jak i przywilejów, gdyby zmiany te nastąpiły w wyniku procesów oddolnych. Toteż imponować powinien (intelektualnie oczywiście, a nie moralnie) niezbity dziś fakt, że koncepcję tę udało im się w końcu – choć w odbiegający od pierwotnej wizji sposób – zrealizować.

 

Słowo niepodległość było przez tych ludzi zawsze, aż do upadku komunizmu, wyszydzane. Konfederacja Polski Niepodległej, której Szwedzkie Biuro Informacyjne udało mi się na przekór ogromnym trudnościom prowadzić, była dla nich przysłowiową płachtą na byka.

"Matrix", strony: 126-127.

 

A teraz pierwsze pytania.

 

1. Kim był ów Koraszewski, który się tu pojawia?

 

2. Jak doszło do tego, że zacząłeś prowadzić Szwedzkie Biuro Informacyjne KPN? W jaki sposób w Szwecji zetknąłeś się z KPN?

 

Tomasz Strzyżewski: Odpowiadam w kolejności:

 

ad. 1. Oczywiście – charakterystyka tej osoby zawarta w zacytowanym przez Ciebie fragmencie, powstała już w okresie późniejszym. Na samym początku nic bowiem nie wiedziałem o Koraszewskim. Gdy po zejściu na ląd w Ystad przybyłem w marcu 1977 roku do uniwersyteckiego miasteczka Lund w południowej Szwecji, dość naiwnie zakładałem, że będę miał do czynienia ze środowiskiem, sięgającym korzeniami do przed- i powojennej, nie „umoczonej” w peerelowskiej rzeczywistości polskiej emigracji. O „exodusie” ogromnego odłamu komunistycznego aparatu władzy, słyszałem wprawdzie wcześniej, ale tylko tyle, co przeciętny mieszkaniec PRL mógł wiedzieć na ten temat. Na ogół nie wiedziało się o tym, że znaczna część tej emigracji w ogóle nie docierała do Izraela, lecz „trafiała” do krajów Europy zachodniej i USA. Jak na małą Szwecję przybyła tu wyjątkowo liczna, bo blisko 5 tysięczna armia byłych aparatczyków komunistycznych i członków tzw. nomenklatury wraz z rodzinami. Jednym z takich aparatczyków był Andrzej Koraszewski. Rdzennie polskich emigrantów, normalnych uchodźców politycznych z Polski – było tu wówczas pięciokrotnie mniej.

 

W trakcie podejmowania przeze mnie prób nawiązania kontaktu z kimś, kto mógłby być zainteresowany publikacją dokumentów ujawniających prawdziwą tj. cenzorską działalność Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Warszawie – usłyszałem o Koraszewskim. Z poprzedniego – sprzed półtora roku – nieudanego zarobkowego pobytu w Szwecji zapamiętałem sobie nazwisko (bo było nietypowe i pociesznie zniekształcane przez Szwedów: „Kostenki”) przypadkowo poznanego uciekiniera, który – jak to sobie szczęśliwie zapamiętałem – zdecydował się „wybrać wolność”. Był to Bernard Kostencki. Odszukałem go w spisie telefonów i zadzwoniłem. Gdy się spotkaliśmy Bernard poradził mi kontakt z Koraszewskim. Znał go bowiem, jako kolportera paryskiej „Kultury”, od którego ten miesięcznik kupował. Zaprowadził mnie do niego osobiście, mimo że prawdopodobnie już podczas wcześniejszej z nim rozmowy telefonicznej, został zainfekowany pewną dozą podejrzliwości. Uznałem to jednak za rzecz naturalną. Dopiero w miarę upływu kolejnych miesięcy, a właściwie lat, stopniowo zacząłem poznawać peerelowską przeszłość Koraszewskiego. Również stopniowo, coraz bardziej uświadamiałem sobie jego przynależność środowiskową i identyfikację z tą ogromną emigracją tzw. „pomarcowców”. Obecnie, począwszy od chwili swojego oraz braci Smolarów powrotu do Polski („taka Polska mi się podoba” – mawiają ponoć beneficjenci Okrągłego Stołu) – Koraszwski ukrywa swoją aparatczykowską przeszłość, wyrazem czego są np. biogramy (vide: Wikipedia) rozpoczynające się dopiero od jego emigracyjnej działalności w Szwecji i w Anglii. Wcześniej, jeszcze przed upadkiem komuny, nie ukrywał, że w PRL był zarówno członkiem PZPR, jak i etatowym pracownikiem Zarządu Głównego Związku Zawodowego Metalowców. Pracował także dla komunistycznej czwartej władzy publikując w takich jej organach, jak Polityka czy Życie Gospodarcze. [Z mojego punktu widzenia – jako demaskatora cenzury – oznaczało to ni mniej ni więcej, że Koraszewski pracował dla komunistycznej cenzury. Ta okoliczność, dla niego przecież zrozumiała, stała się podłożem narastającej wrogości a później wręcz nienawiści do mnie. Nieprzypadkowo to on właśnie jest autorem paszkwilu, który zapoczątkował zniesławiającą mnie kampanię – kampanię, skutki której przetrwały aż do dziś.] Podjął się wreszcie pracy w Agencji Robotniczej. W 1968 roku zwolniono go zarówno z partii, jak i z pracy w A.R., za - jak sam twierdzi - „protest przeciwko polityce PZPR”, co nie może dziwić, skoro „ofiarą” tej „polityki” padła własna jego żona –Żydówka. Wyemigrował wraz z nią – powołując się na względy rodzinne – w 1970 roku, stając się automatycznie „ofiarą antysemickiej nagonki”, która w istocie była tylko czystką w aparacie partyjno-państwowym PRL, wynikającą z politycznych implikacji po wybuchu „6-dniowej wojny” na Bliskim Wschodzie. Składał podanie o emigrację do Izraela, jakoś tam jednak nie dojechał. Znalazł się natomiast w Szwecji wraz ze Stefanem Michnikiem, E. Smolarem i tysiącami innych aparatczyków żydowskiego pochodzenia.

 

Ad. 2. Późną jesienią 1977 roku, zatelefonował do mnie z Oslo Władysław Gauza, proponując przyłączenie się do prowadzonej przez niego działalności, służącej wspieraniu opozycji niepodległościowej w Polsce (ROPCiO). Utrzymawał on kontakt z jednym z czołowych przywódców ROPCiO – Leszkiem Moczulskim. Przyjąłem to jego zaproszenie z ogromną radością i satysfakcją, gdyż wrogość ze strony otaczającej mnie emigracji postaparatczykowskiej, wspierającej w swej ogromnej masie wyłącznie opozycję tzw. „demokratyczną” (lewicę laicką i KOR) – stawała się coraz trudniejsza do zniesienia. Wkrótce, po rozpadzie ROPCiO i utworzeniu przez Leszka Moczulskiego Konfederacji Polski Niepodległej, podjąłem się prowadzenia Biura Informacyjnego KPN na terenie Szwecji. W gestii Władka Gauzy pozostawała koordynacja działań podobnych placówek na całym Zachodzie. Wkrótce zostałem członkiem KPN. Podpisaną przez Leszka Moczulskiego legitymację członkowską przekazał mi osobiście Władek.

 

ML: Dziękuję Ci za odpowiedź na moje pierwsze pytania. Proszę Cię o rozwinięcie pewnych wątków.

 

W Twoim tekście pojawia się przy charakteryzowaniu środowisk polonijnych "wątek żydowski". Temat to niezwykle śliski i omijany szerokim łukiem w debacie publicznej w Polsce, gdyż jego poruszanie daje oponentom, czy wrogom, niezwykle groźny oręż. Jest nim pretekst do użycia w dyskusji "pałki (czy może nawet pały) antysemityzmu". Przypisanie komukolwiek zarzutu bycia antysemitą oznacza dla takiej osoby śmierć cywilną.

 

Jest to zresztą kara zasłużona wobec osób, które rzeczywiście głoszą hasła antyżydowskie. Każda forma rasizmu jest obrzydliwa i zasługuje na pogardę.

 

Problem polega jednak na tym, że zarzut antysemityzmu jest często nadużywany i wykorzystywany w dyskusji w celu dyskredytacji adwersarza bez jakichkolwiek podstaw. Zresztą środowisko KPN samo doświadczyło na sobie tej "pały", gdyż KOR w atakach na ROPCiO czy KPN często wykorzystywał zarzut rzekomego antysemityzmu. Wspominają o tym dziś historycy IPN.  Ostatnim przykładem użycia w debacie publicznej "pały antysemityzmu" jest nieuprawniona wypowiedź reżysera bardzo wartościowego filmu "Generał Nil" skierowana pod adresem córki Generała. Z drugiej strony mam świadomość, że opisywanie pewnej rzeczywistości (np. wydarzeń polskiego Marca 1968 roku, ale także okresu sowietyzacji Polski od 1944 roku i niszczenia podziemia niepodległościowego) z pominięciem "wątku żydowskiego" byłoby niezrozumiałe. 

 

Zdaje się, że z podobną sytuacją mamy do czynienia przy charakteryzowaniu części środowisk polonijnych w Europie Zachodniej.

 

Chciałbym jednak, abyśmy - skoro nie możemy tego "gorącego wątku" pominąć i jest on już obecny w naszej dyskusji, zdecydowali się jednoznacznie postawić pewne kwestie, tak, aby były one jasne nie tyle dla mnie (nie mam najmniejszych wątpliwości, że nie jesteś antysemitą, to samo dotyczy Władysława Gauzy, czy kogokolwiek innego z moich znajomych i przyjaciół z KPN, w przeciwnym razie nie utrzymywałbym z taką osobą stosunków), ale dla każdego Czytelnika. Stąd moje kolejne pytanie.

 

3. Czy powodem Twojej niechęci do pomarcowej emigracji w Skandynawii były żydowskie korzenie jej przedstawicieli, czy też jej korzenie komunistyczne, PZPR-owskie, aparatczykowska mentalność niektórych jej działaczy a także metody, które oni stosowali w działalności politycznej?

 

TS: Idiotyzmem powinno być – choć tak niestety nie jest – utożsamianie poruszania dowolnego wątku żydowskiego z „antysemityzmem”, podobnie jak idiotyzmem byłoby utożsamianie podejmowania dowolnego wątku polskiego z „antypolonizmem”. Ta jednak interpretacyjna wybiórczość bierze się stąd, że pierwszy ze wspomnianych odruchów, ów potocznie „pałką” określany mechanizm psychologiczny, został przez najpotężniejsze centra władzy opiniotwórczej w przeciągu sześciu powojennych dekad na trwałe wszczepiony w zbiorową świadomość społeczeństw Zachodu. Moja niechęć do „pomarcowej” emigracji nie ma oczywiście nic wspólnego z żydowskimi korzeniami tej emigracji lecz wyłącznie z jej korzeniami aparatczykowskimi. Identyczną przecież niechęć odczuwałem i nadal odczuwam wobec aryjskich przedstawicieli tegoż aparatu. Co ciekawe i bardzo charakterystyczne: po upadku komunizmu obydwie części tego aparatu – aryjska oraz żydowska – reaktywowały swój wcześniejszy sojusz, na nowo podejmując bratnią współpracę, mimo że ta druga stała się w 1968 roku „ofiarą” czystek przeprowadzonych przez tę pierwszą. Najlepszy chyba to dowód, że to wcale nie antysemityzm był przyczyną ich 20-letniej rozłąki lecz wybuch „wojny 6-ciodniowej” na Bliskim Wschodzie. Wybuchła ona jak wiadomo akurat kilka miesięcy przed tzw. wydarzeniami marcowymi.

 

Jednym z nielicznych tu na emigracji aryjskich postaparatczyków był – dzięki małżeństwu z Żydówką – Andrzej Koraszewski, który „wsławił” się sporządzeniem zniesławiającego mnie paszkwilu. Był on autorem innych jeszcze publikacji (np. broszury „Rycerze domniemanej oczywistości”, wydanej przez „Jedność” – Sztokholm 1981). Atakował w nich polskich działaczy emigracyjnych, którzy podobnie jak ja wspierali opozycję niepodległościową w Kraju.

 

To nie my ich, lecz przeciwnie – to oni nas oskarżali o różne wredne rzeczy (o antysemityzm czy wręcz o faszyzm). W swojej propagandzie przypisywali nam oszołomstwo i prymitywizm intelektualny, przejawiający się w buńczuczności naszych wolnościowych haseł. Nie ukrywali, że nasz patriotyzm był w ich mniemaniu równoznaczny z nacjonalizmem, który przecież już tylko krok dzieli od nazizmu i faszyzmu, a tym samym również i od „antysemityzmu”. Sami nie tylko, że nie używali słowa „niepodległość” ale wręcz je wyszydzali. Dla zobrazowania ich „argumentacji” przytoczę końcowy fragment wspomnianego paszkwilu. Jest to „post scriptum” do oryginalnego tekstu, który Koraszewski jesienią 1979 roku przesłał w pierwszej kolejności do redaktora kanadyjskiego „Czasu” (Winnipeg) Jerzego Mroczkowskiego a później do wielu jeszcze pism i centrów emigracyjnych. Red. Mroczkowski paszkwilu nie opublikował. Zamiast tego przysłał mi kopię całego listu. Oto skan pisemka przewodniego do paszkwilu i treść „post scriptum”, nigdzie jeszcze nie publikowanego:

 

P.S. Zupełnie nie wiem z jakiej okazji przypomniał mi się pierwszy w Polsce artykuł na temat faszyzmu, napisany przez redaktora „Rzeczypospolitej” i posła na Sejm – profesora Strońskiego. Artykuł nosił piękny i porywający tytuł: „Z ziemi włoskiej do Polski”. Było to z górą pięćdziesiąt lat temu. Wystarczająco dawno aby pod nowymi, porywającymi hasłami (np. walki o prawa człowieka), powrócić do starych, wypróbowanych koncepcji. Ostatecznie przeciwieństwem komunizmu nie musi być liberalizm. A co? A proszę zgadnąć.
Pewne rzeczy są tak nieprawdopodobne, że wydaje się człowiekowi, że są diabelską prowokacją. Tyle lat nie widziałem już diabła, że nie pamiętam w jakiej chodzi koszuli.

Takim oto wymownym komentarzem spuentował Andrzej Koraszewski w 1979 roku swój paszkwil na mój temat. Cały tekst „Paszkwilu” oraz tekst mojej nań odpowiedzi znajduje się pod tym linkiem [link na Forum SWS jest obecnie niedostęny]:

 

ML: Pozwól, że w związku z Twoją odpowiedzią na drugie pytanie przypomnę fakty, o których pisał Władysław Gauza na POLONUSie dotyczące genezy, powstania, działalności oraz zaprzestania działalności przez Biuro Informacyjne KPN na Zachodzie 

(...) powołany został w grudniu 1976 r. „Norweski Komitet Pomocy dla Kraju (NKPK). W skład Komitetu wchodzili: Andrzej Jachowicz, Władysław Gauza i Józef Mościcki (przewodniczący miejscowego Koła SPK).

(...)

Biuro Informacyjne przy NKPK zostało szybko zorganizowane. Na początku marca 1977 r. dysponowało kompletną biurową drukarnią offsetową na format A4, marki Gestetner, podłogową, 2 maszynami do pisania typu IBM i kopiarką. A także wyposażenie do naświetlania i wywoływania matryc offsetowych, raster do rasterowania zdjęć, aby można je było potem drukować na offsecie. Koszta wyposażenia technicznego Biura Informacyjnego zostały pokryte po połowie przez A. Jachowicza i W. Gauzę z dochodów prywatnych.

 

Przy końcu marca 1977 r. ogłoszono powstanie w Polsce Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Powstała nowa jakość polityczna. Formuła ideowa ROPCiO była daleko szersza niż KORu, ponieważ zakładała obronę wszystkich praw obywateli, włącznie z prawem do niezależnej działalności politycznej. Idea KOR - owska ograniczała się tylko do obrony robotników. Ta różnica między KOR - em a ROPCiO wpłynęła na postawy członków NKPK. Została podjęta decyzja udzielania pomocy również Ruchowi Obrony.

 

Pomoc ta miała mieć charakter moralny, polityczny i materialny, w tym finansowy. Pomoc polityczna polegała na ukazywaniu reżymu PRL-owskiego w negatywnym świetle na emigracji i w mediach oraz innych środowiskach obcojęzycznych, a więc kompromitowanie dyktatury PZPR-owskiej poprzez demonstracje przed placówkami dyplomatycznymi PRL-u i inne działania.

 

Drugim kierunkiem, idącym równolegle do powyższego (w parze z nim) było popularyzowanie, tj. nagłaśnianie osób aktywnych w opozycji w Polsce, zagrożonych prześladowaniami a nawet „tajemniczą” likwidacją. Nagłaśnianie takich osób, np. sygnatariuszy ROPCiO, było bardzo ważnym kierunkiem działania.

(...)

Trzeci kierunek działań, to organizowanie pomocy materialnej a w tym finansowej, tj. zbieranie pieniędzy na działalność w Kraju i na pomoc ludziom aktywnym politycznie, pozbawionym pracy i środków do życia. Pieniądze były zbierane i przesyłane różnymi drogami, np. poprzez „Kulturę” paryską, to chociażby ze względów na siłę propagandową tego czasopisma, dalej, przez NKPK w Oslo, a także również przez osoby indywidualne.
(...)

Na początku 1978 roku emigracyjna frakcja postalinowska próbowała narzucić Emigracji polskiej blokadę informacji dotyczących innych ugrupowań, niż „KSS”KOR. Nie wyszło im to, bo informacje te były rozprzestrzeniane poza ich kontrolą.

(...)

W wyniku rozłamu w ROPCiO mieliśmy do czynienia z dwoma Ruchami Obrony Praw Człowieka i Obywatela i z dwoma funduszami finansowymi. I na dodatek mieliśmy otrzymać dwie różne „OPINIE”. Po rozbiciu ROPCiO pismo „OPINIA”, jako organ Ruchu Obrony straciło na atrakcyjności i zainteresowanie tym pismem zmalało. To spowodowało, że Biuro Informacyjne w Oslo zawiesiło powielanie i rozpowszechniania tego pisma na Zachodzie.

 

Kontakt z A. Czumą i L. Moczulskim był nadal przez pewien czas utrzymywany. Dochodziły nadal różne materiały informacyjne, np. dotyczące WZZ, K. Świtonia i R. Kściuszka. Sprawa uwięzienia Świtonia była nagłaśniana w połączeniu z Amnesty International. Podobnie prowadzona była w Oslo i na Emigracji w marcu 1979 r. akcja na rzecz uwolnienia por. marynarki wojennej, Henryka Jagiełły z Gdyni, uwięzionego jesienią 1978 r. przez reżym warszawski za czytanie wydawnictw opozycyjnych. Aresztowano go po znalezieniu w jego mieszkaniu czasopism „Opinia” i „Bratniak”, wydawanych przez ROPCiO.

 

Na jesieni 1978 roku do Norweskiego Komitetu Pomocy dla Kraju i do prac Biura Informacyjnego, dołączył Tomasz Strzyżewski, znany z tego, że skompromitował reżym PRL - owski brawurowym wywiezieniem na Zachód dowodów dogłębnego ogłupiania Polaków w Kraju. T. Strzyżewski przyjął potem na siebie funkcję bezpośredniej łączności telefonicznej (przez różne telefony, aby ujść uwadze SB) z L. Moczulskim i innymi osobami ze ścisłego kierownictwa KPN i nagrywania informacji na przystosowanym do tego magnetofonie. Następnie przekazywania ich do Radia W.E., do Biura Informacyjnego w Oslo i paru innych ośrodków masowego przekazu.

 

W czerwcu 1979 r. Biuro Informacyjne w Oslo otrzymało kolejną dostawę materiałów informacyjnych z Kraju. Przesłane zostały przez tę grupę w ROPCiO, która związana była z L. Moczulskim. W paczce tej znajdowało się pismo „DROGA”, gdzie zamieszczony był artykuł programowy pt. „Rewolucja bez rewolucji” Leszka Moczulskiego. Po otrzymaniu od L.M. potwierdzenia, że tekst ten jest prawdziwy, artykuł ten został szybko jeszcze raz przepisany na maszynie z lepszą czcionką i złożony w broszurę. Następnie powielony techniką offsetową w nakładzie 1000 egz. i rozesłany do tych wszystkich ośrodków emigracyjnych w Europie, USA, Kanadzie i Australii, z którymi Biuro Informacyjne w Oslo miało kontakt. Wkrótce okazało się, że praca ta wzbudziła tak duże zainteresowanie, że trzeba było ten nakład powtórzyć. A potem jeszcze raz 1981 r. w nakładzie 2000 egz., ale tym razem już w formie profesjonalnej.

(...)

W lipcu 1979 roku W. Gauza otrzymał kolejną tajną przesyłkę od L. Moczulskiego wraz z listem zawierającym poufną wiadomość, zapowiadającą powołanie do życia partii politycznej pod nazwą „Konfederacja Polski Niepodległej”.

(...)

Na to L.M. otrzymał odpowiedź, że Biuro Informacyjne w Oslo po powstaniu K.P.N. odda swoje możliwości organizacyjne do dyspozycji, a jak zajdzie potrzeba to z chwilą powstania KPN będzie mogło funkcjonować jako „Biuro Informacyjne KPN” na Zachodzie, włączając do tego całą rozbudowaną sieć kontaktów wśród Emigracji polskiej na całym świecie.

(...)

Biuro Informacyjne w Oslo (redakcja przez pewien czas była w Lund – Szwecja) wydawało „Przegląd Informacyjny KPN”

(...)

Tego nie cierpieli stojący za „KSS”KOR emigracyjni poststaliniści. Próbowali w różny sposób hamować ekspansję KPN na Zachodzie, nieraz z powodzeniem, ale krótkotrwałym. Były też próby wsadzenia i zwerbowania agentów, (tzw.„TW”), nie tylko ze strony PRL-owskich służb specjalnych, ale też ze strony emigracyjnych poststalinowców, czego przykładem jest propozycja Eugeniusza Smolara z Londynu złożona Tomaszowi Strzyżewskiemu, aby podjął się donoszenia na działaczy KPN. (Zob. list E. Smolara do T. Strzyżewskiego z 22 grudnia 1980 r. zamieszczony w książce Tomasza S., pt. „Matrix czy prawda selektywna?”, str. 168, wyd. „Wektory”, Wrocław 2006).

(...)

Napór sił specjalnych PRL - u, obok emigracyjnych poststalinowców, był w końcu tak duży, że KPN na Zachodzie musiała zawiesić działalność, żeby uciąć łeb „hydrze”, która zmierzała nie tylko do zniszczenia KPN poza granicami Kraju, ale i ludzi bardzo wartościowych i ideowych. Aby uratować tych ludzi, Pełnomocnik Rady Politycznej KPN na Zachodzie, W. Gauza, nawiązał kontakt z Przewodniczącym Rady Politycznej KPN, L. Moczulskim, w lipcu 1981 r. i przedstawił krótko sytuację oraz konsekwencje. Parę godzin potem otrzymał decyzję, o zawieszeniu wszystkich biur informacyjnych KPN poza granicami Polski. Ta informacja została natychmiast rozesłana do wszystkich agend Biura Informacyjnego KPN na Zachodzie.

(...)

Z dniem 5 lipca 1981 roku Pełnomocnik Rady Politycznej na Zachodzie z siedzibą w Oslo i Biuro Informacyjne KPN na Zachodzie oficjalnie zaprzestało działalność. Nieoficjalnie aktywność trwała do lipca 1982 r. 

Przyjmując te informacje za punkt wyjścia dla naszej dalszej rozmowy chciałbym zadać Ci kolejne pytania, dotyczące zdarzeń i osób, o których napisał Władysław Gauza:

 

4. Czy posiadasz bliższe informacje na temat dwóch osób, które wymieniał Władysław Gauza, będących - obok Władysława Gauzy - założycielami Norweskiego Komitetu Pomocy dla Kraju? Są to: Andrzej Jachowicz i Józef Mościcki. Czy działali oni także w Biurze Informacyjnym KPN na Zachodzie?

 

5. Do kiedy działał Norweski Komitet Pomocy dla Kraju? Czy istniał on nadal po rozwiązaniu Biura Informacyjnego KPN na Zachodzie?

 

6. Czy zechciałbyś szerzej rozwinąć krótki tekst Władysława Gauzy na Twój temat?

T. Strzyżewski przyjął potem na siebie funkcję bezpośredniej łączności telefonicznej (przez różne telefony, aby ujść uwadze SB) z L. Moczulskim i innymi osobami ze ścisłego kierownictwa KPN i nagrywania informacji na przystosowanym do tego magnetofonie. Następnie przekazywania ich do Radia W.E., do Biura Informacyjnego w Oslo i paru innych ośrodków masowego przekazu.

TS: Odpowiadam Mirku na kolejne Twoje pytania.

 

ad. 4. Andrzej Jachowicz nie działał w Biurze Inf. KPN, bo miał inne ważne zadania i obowiązki, wyszczególnione zresztą w artykule Władka Gauzy „KPN na Zachodzie”. Również Józef Mościcki nie działał w Biurze Inf. KPN ale z innych przyczyn. Latem 1979 r. zachorował na serce, co zmusiło go do zaprzestania działalności. W Biurze Informacyjnym KPN w Oslo pracowali także Benedykt Szostak, były AKowiec z powiatu miechowskiego oraz Jerzy Brzeziński, który funkcjonował poza tym jako kurier-łącznik pomiędzy tym Biurem a przewodniczącym. Rady Politycznej KPN, L. Moczulskim. J. Brzeziński przewoził wielokrotnie do L. Moczulskiego informacje oraz pieniądze od Emigracji i z powrotem informacje z Kraju oraz z powrotem tajną korespondencję od L.  Moczulskiego. Między innymi te, zamieszczone na POLONUS-ie, dwa listy od L. Moczulskiego do W. Gauzy, przewiezione zostały przez J.Brzezińskiego. Również legitymacje członkowskie KPN dla Władka Gauzy oraz dla mnie przewiezione zostały właśnie przez J. Brzezińskiego. Wszyscy ci, przeze mnie wymienieni współpracownicy Władka zmarli w latach 1984 -1996.

 

ad. 5. Norweski Komitet Pomocy dla Kraju działał do lipca 1982 roku, a więc istniał nadal po zawieszeniu działalności Biura Informacyjnego KPN na Zachodzie. Ludzie działający wcześniej na rzecz ROPCiO i KPN przeszli do pracy w organizowaniu pomocy dla powstałego później NSZZ „Solidarność”.

 

ad. 6. Prowadząc działalność Biura Informacyjnego KPN w Szwecji koncentrowałem się głównie – o czym wyżej wspomina Władek – na bardzo ważnym odcinku jego działalności. Było to informowanie opini społecznej w Kraju o działalności opozycji niepodległościowej – obok tej już przez RWE rozpropagowanej, czyli KORowskiej. Ta informacyjna działalność była dotąd z przyczyn „obiektywnych” bardzo zaniedbana. Przyczyną tego stanu był monopol w dostępie do głównych polskich centrów opiniotwórczych na Zachodzie, znajdujący się w rękach KORu. Działo się tak dzięki przeniknięciu do tych centrów rzeczników „lewicy laickiej”, którzy wraz z wielotysięczną falą emigracji, składającą się z byłych aparatczyków komunistycznych – tzw. „pomarcowców” przybyli w 1968 roku na Zachód. Centrami tymi były: RWE, „Kultura” paryska i skupiony wokół rządu emigracyjnego ośrodek londyński. Tworzyły one – dzięki znajdującym się w nich aktywistom „lewicy laickiej” i sympatykom KOR - system naczyń połączonych. Podjąłem się zatem niełatwego zadania – przełamywania utworzonych przez tych ludzi barier. Jak poważne były trudności, na które napotkałem, niech świadczy treść poniższej korespondencji, obrazującej ewolucję moich kontaktów z RWE. Niewielkim, no ale jednak ułatwieniem okazało się głośne wówczas zdemaskowanie przeze mnie cenzorskiej działalności Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Warszawie. Pierwszym sukcesem było odczytanie przez spikera aktu założycielskiego KPN oraz obszernych fragmentów „Platformy Wyborczej KPN” w 1980 roku. Oprócz tego stale dostarczałem do RWE nagrywane przez telefon teksty wszystkich dokumentów wydawanych przez Biuro Polityczne i KAB KPN. Treść ich przekazywał mi Leszek Moczulski i Tadeusz Stański. Raz lub może dwa razy otrzymałem je również od Romualda Szeremietiewa. Nagrywałem je przy pomocy mikrofonu przyklejonego do słuchawki telefonu. (Część kaset z tymi nagraniami zachowała się do dziś. Może warto byłoby je jakoś zarchiwizować?) Trwało to nieraz bardzo długo, bo bezpieka przerywała połączenia, co wymagało ponownego łączenia się z innych już telefonów. Jakość tych nagrań była więc też nienajlepsza. Sklecałem je następnie i przepisywałem do późna w nocy, aby jak najszybciej móc je wysłać do RWE i innych emigracyjnych ośrodków. Początkowo kontakty z dyrektorem RWE Zygmuntem Michałowskim – jak to widać z załączonych listów – nabrały charakteru niemalże serdecznego, by jednak stopniowo, pod wpływem narastającej perswazji ze strony zatrudnionych w radiostacji „pomarcowców” – stać się coraz bardziej niechętne w tonie i treści. W sumie udało mi się jednak dotrzeć do opinii publicznej w kraju z nadspodziewanie obszerną – jak na opisane wyżej uwarunkowania – informacją o walce toczonej w Kraju przez KPN i o prześladowaniach jej członków przez aparat bezpieczeństwa.

 

Oto fragmenty mojej korespondencji z RWE w jej początkowej oraz „schyłkowej” fazie:

 

   

   

   

   

   

   

 

Przykłady dokumentów przekazywanych przeze mnie dyr. RWE Zygmuntowi Michałowskiemu:

Informacja otrzymana dnia 13 marca 1980 r.

 

I. W dniu 12 marca br. Konfederacja Polski Niepodległej złożyła do Państwowej Komisji Wyborczej protest następującej treści:

 

„Zgodnie z artykułem 100 Konstytucji PRL i art. 25 Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych, działając w oparciu o art. 23, ust. 1, pkt. 3 ordynacji wyborczej, Konfederacja Polski Niepodległej w dniach 21-26 lutego b.r. zgłosiła do rejestracji listy kandydatów na posłów do Sejmu w czterech okręgach wyborczych a mianowicie: nr 1 w Warszawie – kandydaci: Leszek Moczulski i Tadeusz Stański, nr 21 w Katowicach – kandydat: Roman Kściuszek, nr 33 w Krakowie – kandydaci: Krzysztof Gąsiorowski i Stanisław Tor oraz nr 38 w Lublinie – kandydaci: Stanisław Franczak, Zdzisław Jamrożek i Janusz Piotrowski.

 

Wszystkie powyższe listy złożono w terminie i w sposób prawem przepisany. Nie występowały w nich braki czy uchybienia, bowiem żadna ze wskazanych okręgowych komisji wyborczych nie wezwała KPN do uzupełnienia braków lub naprawy uchybień. Mimo prawidłowego złożenia list kandydatów okręgowe komisje wyborcze nr nr 1, 21, 33 i 38 nie dopełniły swego podstawowego obowiązku a w szczególności nie wykonały dyspozycji art. 23, ust. 1, pkt 4 ordynacji wyborczej, tj. nie ogłosiły zgłoszonych przez KPN list kandydatów na posłów.

 

Składając stanowczy protest przeciwko tym sprzecznym z prawem i nieodpowiedzialnym politycznie praktykom okręgowych komisji wyborczych nr nr 1, 23, 33 i 38, domagamy się natychmiastowej interwencji oraz spowodowania niezwłocznego ogłoszenia list kandydatów KPN i umożliwienia KPN uczestnictwa w wyborach.

 

Przy okazji informujemy, że po zgłoszeniu list kandydatów KPN do rejestracji, 7-miu spośród 8-miu kandydatów na posłów – Stanisław Franczak, Krzysztof Gąsiorowski, Zdzisław Jamrożek, Roman Kściuszek, Leszek Moczulski, Tadeusz Stański i Stanisław Tor zostało zatrzymanych przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, przy czym niektórzy z nich wielokrotnie. Natomiast 3-ch kandydatów na posłów – Stanisław Franczak, Zdzisław Jamrożek i Janusz Piotrowski – stało się przedmiotem napaści chuliganów uzbrojonych w nóż i pistolet, grożących śmiercią kandydatom na posłów z ramienia Konfederacji Polski Niepodległej.

 

Warszawa, 12 marca 1980 r.

Przewodniczący Rady Politycznej KPN Leszek Moczulski”

 

Protest ten złożony został na ręce Prezesa Sądu Najwyższego prof. Berutowicza, który jest zarazem przewodniczącym Państwowej Komisji Wyborczej. Jako ciekawostkę podaję, że prof. Berutowicz jest szwagrem Mołojca.

II. Apel – wezwanie

 

Konfederacja Polski Niepodległej wzywa wszystkich Polaków:

NIE GŁOSUJCIE!

Najlepiej jest zbojkotować wybory – nie iść do urn wyborczych. Kto decyduje się jednak wziąć udział w głosowaniu, powinien skreślać wszystkich kandydatów FJN i wkładać do koperty przygotowaną uprzednio kartkę z napisem: „KPN”.

III. Trwają nadal represje policyjne. Miedzy innymi w dniu 12 marca zatrzymany został w Warszawie Tadeusz Stański a w Krakowie zatrzymany został po raz 6-ty od 19 lutego – Krzysztof Bzdyl. Jest to w tej chwili najbardziej prześladowany członek KPN. Średnio zamykany jest dwa razy na tydzień. Natomiast Tadeusz Stański zatrzymany został w silnej gorączce (grypa, 39 st. C). Areszt nie przyjął go w tym stanie, bojąc się że pozaraża pozostałych aresztantów. 

***

Oświadczenie.

 

W audycji Radia Wolna Europa „Fakty, wydarzenia, opinie” – w dniu 20 marca, o godz. 20.10, doszło do kolejnego wybryku zmierzającego do podważenia wiarygodności KPN wobec słuchaczy w kraju. Józef Ptaczek powołał się na wątpliwości Associated Press co do ilości zatrzymanych członków KPN, uzupełniając to komentarzem, że działaczy, względnie sympatyków KPN, spotykają r ó w n i e ż policyjne represje.

 

Od chwili swego powstania KPN jest jedynym niezależnym ugrupowaniem politycznym w kraju, które przy różnych okazjach przedstawiane jest przez RWE niechętnie, pomniejszająco i złośliwie. Gdy powstał KOR i później KSS „KOR”, w depeszach agencyjnych z Polski, co jest sprawą powszechnie znaną, nie brakowało wątpliwości pod adresem tej cennej społecznie inicjatywy. Wówczas jednak – i bardzo słusznie – RWE nie powtarzała żadnych z tych pogłosek i krytyk. Ton RWE wobec KSS „KOR” jest niezmiennie entuzjastyczny, ton wobec KPN – w najlepszym wypadku powściągliwy. Rozbiciu jednej konferencji prasowej u Jacka Kuronia RWE poświęciła znacznie więcej czasu niż rozbiciu trzech konferencji prasowych u Leszka Moczulskiego. O wkroczeniu SB do mieszkania Leszka Moczulskiego – tego samego dnia co i do Kuronia – RWE była poinformowana, lecz nie wspomniała o tym ani słowem.

 

Słowa Józefa Ptaczka, że działacze KPN r ó w n i e ż są represjonowani, sugerujące, że główne uderzenia SB idą gdzie indziej, jak też zawarta w tej audycji sugestia, że represje policyjne są następstwem akcji ulotkowej, przeprowadzonej przez KSS „KOR” w tym tygodniu, pozostają w jaskrawej sprzeczności nawet z tymi informacjami, które publikowane były pod presją naszego biura informacyjnego przez Radio WOLNA EUROPA w ostatnich tygodniach. Wystarczy sporządzić listę osób zatrzymanych wg audycji RWE aby stwierdzić, że represje policyjne kierowały się przede wszystkim wobec KPN a również wobec KSS „KOR”, i że wątpliwości w tej mierze jakiejkolwiek agencji wynikać mogą tylko z niedoinformowania. O tym, że represje policyjne rozpoczęły się około 20 lutego w bezpośrednim związku z wystąpieniem wyborczym KPN, obejmującym także kolportaż ulotek (w Krakowie np. kolportaż rozpoczął się 18-go lutego a represje policyjne –trwające nieprzerwanie do dziś – 19 lutego wkroczeniem do biura KPN i Ruchu Obrony przy ul. Meiselsa) – wynika również z informacji podawanych przez WOLNĄ EUROPĘ.

 

Powyższe wnioski będą udokumentowane jeszcze bardziej, jeśli uzupełnimy je informacjami o działalności KPN i o represjach, które RWE otrzymała – ale ich nie nadała. Zabrakło na przykład miejsca na antenie na wiadomość o usunięciu z pracy Krzysztofa Gąsiorowskiego – głównego żywiciela dwojga dzieci, a utrata pracy jest przecież o wiele silniejszą represją niż zatrzymanie na kilkadziesiąt godzin. Zabrakło informacji o tym, że Krzysztof BZDYL w ciągu niespełna 4-ch tygodni, zatrzymywany był 8 razy – każdorazowo przez 48 godzin. Zabrakło informacji, że zatrzymany po raz czwarty w okresie przedwyborczym Tadeusz STAŃSKI, w tym tygodniu siedział w areszcie jednorazowo 100 godzin – co jest chyba najdłuższym zatrzymaniem bez prokuratorskiej sankcji, jakie zdarzyło się w tym roku. Aby nie psuć tonu wywodu pana Ptaczka, zabrakło w jego audycji wszystkich nazwisk właśnie zatrzymanych konfederatów, wyliczonych w Komunikacie KPN, na który Ptaczek się powołuje.

 

Rzeczą zdumiewającą jest, że do dnia dzisiejszego RWE nie nadała zasadniczej treści „Platformy Wyborczej KPN” mimo, że ją posiada od ponad 4-ch tygodni. Ograniczono się tylko do przedstawienia wstępu i zakończenia tego dokumentu, wyjaśniającego dlaczego KPN z nim występuje. Natomiast przedstawiony w „Platformie” polityczny program KPN znalazł się na i n d e k s i e .

 

Redaktorzy WOLNEJ EUROPY zapewne nie zdają sobie sprawy, że działają tutaj zgodnie z postępowaniem władz PRL, które również nie uznają faktu wyborczego wystąpienia KPN (co omawia się na licznych zebraniach) lecz czynią wszystko, aby treść programu KPN pozostała nieznana opinii publicznej.

 

Niepokój budzą również zdarzające się ewidentne przeinaczenia informacji podawanych przez KPN. Gdy komunikat KPN mówi o 19-tu zatrzymanych w Krakowie w ciągu jednego tygodnia – RWE podaje o kilkunastu zatrzymaniach w ciągu 19-tu dni. We wspomnianej audycji Józef Ptaczek twierdzi, że komunikat KPN wyraża opinię, że Roman Kściuszek jest represjonowany, ponieważ został zgłoszony na posła do sejmu – gdy komunikat KPN informuje, że Służba Bezpieczeństwa nie ukrywa, że powodem represji jest właśnie ten fakt zgłoszenia kandydatury. Podobnie jak władze nie ukrywają, że w odwet za zgłoszenie kandydatury Krzysztofa Gąsiorowskiego dostał on wymówienie z pracy a nasłana przez SB grupa chuliganów groziła Zdzisławowi Jamrożkowi, że trafi na cmentarz a nie do sejmu.

 

KPN nie wymaga, aby chwalić naszą działalność i użalać się nad represjonowanymi konfederatami. Polityka RWE wyraźnie zaczyna charakteryzować się tendencją do reglamentowania informacji i manipulowania nimi. Jest to sprzeczne z piękną zasadą, podawaną codziennie na zakończenie programu RWE. Przyczynia się do umocnienia podziałów i wzajemnych waśni między poszczególnymi ugrupowaniami demokratycznej opozycji w Kraju. Jest wreszcie próbą przekazania społeczeństwu polskiemu wyreżyserowanego obrazu rzeczywistości – a więc wprowadzania go w błąd.

 

Wszyscy polscy redaktorzy RWE powinni zdawać sobie sprawę ze służebnej roli, jaką ta zasłużona radiostacja spełnia wobec Kraju. Powinni też rozumieć, że obok odpowiedzialności służbowej i grupowej – są przede wszystkim odpowiedzialni przed Narodem Polskim.

 

Warszawa, dnia 21 marca 1980 r.

Sekretariat Akcji Bieżącej Konfederacji Polski Niepodległej 

 

***

Sprostowanie

 

W audycji Tadeusza Podgórskiego „Fakty, wydarzenia, opinie”, w dniu 21 marca b.r. doszło do niepotrzebnych pomyłek. Nieprawda, że ordynacja wyborcza do Sejmu PRL jest trudno dostępna. W każdym kiosku „Ruchu” leżą całe stosy broszurek po 8 zł., zawierające pełen tekst ordynacji i przepisów towarzyszących, ale mało kto je kupuje.

 

Nie odpowiada też prawdzie, że ordynacja wyborcza dopuszcza zgłoszenie tylko jednej listy – FJN. Wprawdzie sugeruje to propaganda PRL, podobnie jak wmawia ona, że udział w wyborach jest obowiązkiem obywatelskim. W rzeczywistości, ani nie ma obowiązku uczestniczenia w wyborach, ani nie ma przepisu stwierdzającego, że dopuszczalne jest zgłoszenie tylko jednej listy. Nie ma tego przepisu choćby dlatego, że jako sprzeczny z artykułem 100 Konstytucji nie miałby on mocy prawnej. Artykuł 23 ordynacji wyborczej stwierdza natomiast, że Komisja Wyborcza – w liczbie pojedyńczej – ma za zadanie rejestrowanie list – w liczbie mnogiej – kandydatów na posłów, a więc nie tylko jednej listy FJN. Ordynacja wyborcza jest jednak tak skonstruowana, że może powstać wrażenie, że tylko lista FJN może być zgłaszana, m.in. przez umieszczenie całego rozdziału o zgłaszaniu kandydatów FJN.

 

Sprawa jest zresztą dość szczerze wyjaśniana wewnątrz PZPR. W ubiegłym tygodniu, na zebraniu POP przy KC PZPR poinformowano, że wprawdzie KPN zgłosiła listy kandydatów zgodnie z prawem, ale nie zostanie dopuszczona do wyborów z przyczyn ideologicznych i politycznych. Ideologicznych – bo jest to sprzeczne z zasadą kierowniczej roli Partii, a politycznych – „bo jeśli dziś dopuścimy do wyborów KPN” – stwierdził pezetpeerowski lektor – „to za pięć lat stracimy władzę”.

 

Warszawa, dnia 21 marca 1980 r.

Sekretariat KAB KPN

[przekazałem do RWE 24.III.80, godz.9.00 - TS] 

 

***

Informacje o zatrzymaniach w dniu 21 marca

 

W Warszawie zatrzymany został Apolinary Wilk i Zbigniew Mieszkowski, Szczecin – Radzimierz Nowakowski. Kraków – Krzysztof Bzdyl (po raz 9-ty od 4-ch tygodni). Lublin – Józef Górski, Zbigniew michałowski. Rewizja u Janiny Miszczak – nie wiadomo jednak, czy ona została zatrzymana. Katowice – adwokat mec. Siła-Nowicki dostał się dzisiaj do więzienia, gdzie zamknięty jest Roman Kściuszek. Kściuszek przebywa w więzieniu w Katowicach. Skazany został na 3 miesiące za rzekome przesunięcie czy uszkodzenie barakowozu, który władze postawiły na jego posesji. Zarzut ten zresztą nie odpowiada prawdzie. Dzisiaj jeszcze, a więc już tydzień po pobiciu, mec. Siła-Nowicki oglądał bardzo wyraźne ślady pobicia. Na całym ciele b. wyraźne ślady pobicia, które w ciągu tygodnia jeszcze nie ustąpiły. Z wielkimi trudnościami dano mec. Siła-Nowickiemu zezwolenie na widzenie, które trwało tylko pół godziny.

 

Dzisiaj odbyła się poza tym duża akcja ulotkowa w Gorzowie, a w innych miejscowościach akcje przeprowadzane są w normalnym trybie.

[RWE nadała tylko o Kściuszku w „Faktach” 26.III.80 – TS]

 

***

Informacja z kraju otrzymana w dniu 9 maja 1980 – rano.

 

1. Dzisiaj o godz. 3-ej, podczas podróży służbowej zaginął Przewodniczący Rady Politycznej KPN – Leszek Moczulski. Trasa podróży wiodła z Warszawy do Wrocławia a stamtąd do Krakowa i Lublina. W Lublinie L. Moczulski spotkał się z członkiem Rady Politycznej Jamrożkiem. Dnia 9-go maja b.r. L. Moczulski o godz. 3-ej nad ranem wyjechał z Lublina w kierunku Warszawy. Do godz. 9.30 dnia dzisiejszego nie dotarł do domu.

 

2. W Gdańsku trwa przed Kolegium d/s Wykroczeń proces zmontowany przeciwko 2 działaczom demokratycznej opozycji, którzy brali udział w obchodach rocznicy 3-majowej w Gdańsku: Tadeuszowi Szczudłowskiemu z Ruchu Obrony i Dariuszowi Kobzdejowi z Ruchu Młodej Polski. Obaj zostali aresztowani pod prowokacyjnymi zarzutami. Jeden i drugi zatrzymani zostali pod dwoma zarzutami. Pierwszy zarzut wytoczono z art. 51, § 1, art. 52 i 63, § 1. Drugi natomiast z art. 49 i 90. Numer sprawy Szczudłowskiego 2390/80 a Kobzdeja 2391/80. Świadkami oskarżenia są Ryszard Zdunek, Tadeusz Zaborski lub Zabłocki a oskarżycielem jest sierżant sztabowy Władysław Korman. Przewodniczący kolegium to Jan Dąbrowski zam. Gdańsk-Przymorze, ul. Lumumby 32 D i jest I-szym sekretarzem POP w Zakładach Mięsnych w Gdańsku. Członkami Kolegium są Eugenia Kobrzyńska zam. Gdańsk-Wrzeszcz, ul. Waryńskiego 19 oraz Antoni Radziwiłko, zam. w Siedlcach (?), ul. Malczewskiego 3.

[nadałem do RWE 9.V.80, godz. 12.30 – TS] 

 

Przy okazji – nawiązując do wątku zawartego w Twoim pytaniu nr 3 – zachęcam do przeczytania tekstu Tadeusza Korzeniewskiego. Poza swoim meritum posiada on także niebanalne walory artystyczno-literackie. Po prostu perełka... świetnie się czyta [Tekst nie jest już niestety dostępny w Sieci - ML]:

 

ML: Dziękuję za Twoją ostatnią odpowiedź. Oto moje kolejne pytania (z góry przepraszam za ich szczegółowość).

 

7. Władysław Gauza prowadził Biuro Informacyjne KPN w Oslo (Norwegia). Ty mieszkałeś w Sztokholmie (Szwecja). Czy Twoja działalność była częścią działalności Biura w Olso, czy też w Sztokholmie działało odrębne Biuro Informacyjne - jak zdaje się wynikać z Twojej odpowiedzi nr 2 (czy też odział Biura w Oslo)? Pytanie jest techniczne, ale przy redagowaniu hasła na temat działalności KPN za granicą warto to rozstrzygnąć. 

 

8. W odpowiedzi na pytanie nr 2 napisałeś, że Władysław Gauza koordynował działalność podobnych placówek na całym Zachodzie. Czy masz może wiedzę, gdzie jeszcze działały takie placówki KPN poza Oslo (i ew. Sztokholmem) i kto w nich pracował (używam tego słowa, bo przecież była to ciężka, czasochłonna i odpowiedzialna praca, jakkolwiek to słowo może sugerować, że praca ta była wykonywana w ramach jakiegos etatu, co - zdaje się - nie miało miejsca)?

 

9. Mam jeszcze pytanie techniczne, dotyczące Twojej łączności z Krajem. Wiem z prywatnego listu od Ciebie, że to ludzie z Kraju dzwonili na Twój numer w Szwecji. Ale jest też mowa o zmienianiu telefonów. Rozumiem, że to dzwoniący z Kraju je zmieniali, a Ty byłeś ciągle pod tym samym numerem? W liście z 14 października 1979 roku LM do WG jest mowa o tym, że LM będzie dzwonił do Ciebie trzy razy w tygodniu rano (rano SB miała kłopoty z identyfikacja sprawy?) a raz na tydzień wieczorem. Ponadto - w razie potrzeby. Czy tego typu ustalenia i duża częstotliwość połączeń "obowiązywały" przez długi czas? Rozumiem, że dni tygodnia i godziny mieliście ustalone, tak, abyś był wtedy "pod telefonem"?

 

10. Władysław Gauza napisał:

Były też próby wsadzenia i zwerbowania agentów, (tzw.„TW”), nie tylko ze strony PRL - owskich służb specjalnych, ale też ze strony emigracyjnych poststalinowców, czego przykładem jest propozycja Eugeniusza Smolara z Londynu złożona Tomaszowi Strzyżewskiemu, aby podjął się donoszenia na działaczy KPN. (Zob. list E. Smolara do T. Strzyżewskiego z 22 grudnia 1980 r. zamieszczony w książce Tomasza S., pt. „Matrix czy prawda selektywna?”, str. 168, wyd. „Wektory”, Wrocław 2006).

Czy zechciałbyś ten sensacyjny wątek rozwinąć? A czy mógłbyś ten list Eugeniusza Smolara wkleić tez na POLONUSa (mam z tym kłopot techniczny)?

 

Z braku możliwości zadania szczegółowych pytań Władysławowi Gauzie, pozwól, że Tobie zadam pytania dotyczące szczegółów z listu Leszka Moczulskiego do Władysława Gauzy z 26 lipca 1979. Może będziesz znał odpowiedzi na te pytania.

 

11. Leszek Moczulski napisał, że przekazuje WG "niespalone adresy, które jakiś czas będą mogły służyć". Czy chodzi tu o przesyłki listowe z Norwegii do Polski na te właśnie adresy, czy tez o coś innego?

 

12. LM napisał też o kanale przerzutowym pieniędzy wymieniając m.in. dwie nazwy: "FPC" oraz "Konfederacja 76". Co to za organizacje?

 

13. I pytanie szersze. Skąd brały się pieniądze na działalność opozycyjną w Polsce i w jaki sposób były przerzucane do Polski. Jak wyglądał system kontroli i rozliczania tych środków? Czy masz jakieś informacje na ten temat?

 

TS: Odpowiadam, Mirku, na kolejne pytania.

 

Ad. 7. Prowadzone przeze mnie Biuro Informacyjne KPN w Szwecji, nie było oddziałem Biura Informacyjnego w Oslo lecz działającym odrębnie biurem. Organizacyjnie czułem się jednak podporządkowany mieszczącej się w Oslo „centrali” a Władka Gauzę uważałem za swego przełożonego. Działalność moja wynikała z „Instrukcji działalności zagranicznej KPN”, wydanej przez KAB KPN w Polsce i prowadziłem ją w oparciu o pełnomocnictwo Rady Politycznej KPN, upoważniające Władka Gauzę do ustanawiania pełnomocników w innych krajach. Na mocy tego byłem „Pełnomocnikiem na Szwecję” i jednocześnie zastępcą Władka Gauzy jako pełnomocnika KPN na Zachodzie (Franciszek Wilk był „Mężem zaufania” i jednocześnie członkiem Biura Informacyjnego w Oslo).

 

 

Ad. 8. Wiem o istnieniu podobnych placówek w Australii, w Kanadzie, w USA, w UK oraz w Niemczech. Placówki te (w formie Biur Informacyjnych lub po prostu Pełnomocników KPN) działały w wielu różnych krajach. W Australii działalność ta prowadzona była przez Władysława Dembskiego, w Kanadzie przez Romualda Gładkowskiego i Ryszarda Frygę. W USA prowadzili ją małżonkowie Ewa i Józef Pióro, W. Twierdochlebow, Jan F. Morelewski i wielu innych działaczy. W Hiszpanii (w Madrycie) działał Jerzy Radłowski, w Wielkiej Brytanii Franciszek Wilk a w Paryżu Tadeusz Brzostek. Po naszej stronie zaangażowany był poza tym cały szereg osób działających w innych organizacjach oraz w redakcjach gazet emigracyjnych. Motywacją tego zaangażowania nie były pieniądze, lecz pobudki o charakterze ideowym. Władek Gauza był w latach 1976 -1982 w stałym kontakcie z ponad trzydziestoma osobami i organizacjami emigracyjnymi, do których wysyłał powielone materiały informacyjne z Polski.

 

Ad. 9. Kwestię tę wyjaśniłem niezbyt precyzyjnie. To ja nawiązywałem łączność telefoniczną w uzgodnionych z Leszkiem Moczulskim porach i terminach. Poza tym on sam (lub w jego zastępstwie Tadeusz Stański) dzwonił do mnie w dowolnych porach. Po trzydziestu latach trudno mi jest przypomnieć sobie wszystkie tego rodzaju szczegóły. Pamiętam jednak, że często podczas nagrywania odczytywanych przez nich tekstów bezpieka przerywała łączność i że to oni wtedy próbowali ponownie łączyć się ze mną po dłuższej, czasem nawet kilkugodzinnej zwłoce. Zdarzało się więc, że jeden tekst udawało się nam „skompletować” po kilku dopiero przerywanych połączeniach. Wiele wskazywało na to (nie zadawałem zbędnych pytań), że łączono się wtedy ze mną z innych telefonów. Bardzo szybko zresztą przestaliśmy trzymać się ustalonych pór i terminów, przechodząc na całkowitą ich dowolność. Paradoksalnie – korzystnymi z tego punktu widzenia były okresy mojego bezrobocia, podczas których częściej bywałem w domu. Czasem na zakończenie rozmowy Leszek Moczulski sam sugerował kiedy znów powinienem się połączyć.

 

Ad. 10. Utrzymywałem robocze kontakty z rozmaitymi ośrodkami emigracyjnymi. Było wśród nich Studium Spraw Polskich w Wielkiej Brytanii. Pod koniec 1980 roku zawiadomiłem sekretarza tego studium A. Pospieszalskiego o tym, że będę zmuszony zawiesić na pewien czas moje z nim kontakty z powodu trudności finansowych. Dopiero z treści tego przez Ciebie wspomnianego, obraźliwego listu Smolara, dowiedziałem się, że nie tylko miał on związek z tym Studium ale nawet był przełożonym Pospieszalskiego. Tak to bywało... Oto skan tego listu (z propozycją „tajnej współpracy” w drugim akapicie):

 

 

Oburzony takim dictum, odpowiedziałem pisząc (bardzo jeszcze wówczas niewyrobionym stylem) następująco:

 

     

 

Jego reakcja – po wymownej zwłoce – była krótka i nad wyraz oschła:

 

 

Smolar dodawał często – podobnie jak w tym liście – uwagi w rodzaju, że: „nie można liczyć na” lub „oczekiwać jakichś dochodów” z publikacji dokumentów cenzury. Formułował je tak, że nie wiadomo było do kogo właściwie miały się odnosić. Ponieważ sam do poruszania tych kwestii nigdy go nie prowokowałem, nie reagowałem po prostu w moich listach na te uwagi. Było to więc jakąś jego obsesją. Myśl o pieniądzach nie jest mi oczywiście obca. Ktoś, kto twierdzi, że odczuwanie chęci odniesienia jakiejkolwiek korzyści (w tym i pieniężnej) jest mu obce – może być tylko hipokrytą. Przecież to najbardziej fundamentalny instynkt podtrzymujący w kosmosie życie. Są jednak sytuacje, w których jedni ludzi potrafią zapanować nad swymi żądzami i pewnym pokusom nie ulegają, a inni tego nie potrafią. Tak czy inaczej, w żadnym z moich listów do Smolara nie żądałem, ani też nie sugerowałem czy nawet najmniejszą aluzją nie dawałem do zrozumienia, że oczekuję jakichś pieniędzy za opublikowanie tych z ogromnym trudem skompletowanych, opracowanych i wywiezionych przeze mnie tajnych dokumentów cenzury.

 

Ciekawy komentarz do tej propozycji Smolara (donoszenia na kolegów z KPN) napisał z Londynu zasłużony nasz działacz i przedstawiciel KPN w Wielkiej Brytanii – Franciszek Wilk. Najwidoczniej nie mógł on przypuszczać, że ja całkiem świadomie nie zawarłem ze Smolarem żadnej umowy wydawniczej, udostępniając mu wszystkie dokumenty bez żadnych warunków:

 

 

 

Za ilustrację przepaści pomiędzy moimi i Smolara możliwościami prowadzenia działalności (przy uwzględnieniu oczywistych różnic politycznych), niech posłuży wspomniany przez F. Wilka jego (Smolara) status społeczny i ekonomiczny oraz mój. Podczas gdy on w swym własnym domu w ekskluzywnej dzielnicy Londynu pykał sobie fajeczkę siedząc przed kominkiem, ja starałem się „utrzymywać na powierzchni” – harując przy wyładunku bananów w porcie sztokholmskim:

 

   

 

Dwa z tych trzech zdjęć (zaczerpnięte z tutejszej prasy) robią bardziej ponure wrażenie od tego kolorowego, na którym widać mnie pracującego w towarzystwie 2-metrowego szwedzkiego drwala o imieniu Löffe (zdrobnienie od Leif). Zdjęcie to pochodzi z bardzo skądinąd interesującego reportażu, opublikowanego w tutejszej gazecie wydawanej przez Arbetsförmedlingen (Urząd Zatrudnienia). Po jego publikacji doszło do wizyty inspektorów pracy, którzy wydali nakaz przebudowy tego starego (sprzed I-szej wojny światowej) terminalu. Pracowało się tam dorywczo i na akord. Praca była bowiem aż tak bardzo ciężka, że nikt nie wytrzymałby jej w pełnym wymiarze godzin, przez pięć dni w tygodniu. Tytuł reportażu: 20 TON BANANÓW I WYPŁATA W GARŚCI. Trafiała tam bardzo dziwna mieszanka ludzka: od narkomanów i alkoholików – po ubogich doktorantów, studentów i przeróżnych rozbitków życiowych. Mój rekord w ciągu 5 godzin wynosił 30 ton. Udawało mi się tam – w różnych podbramkowych sytuacjach – ratować skórę. Może nie wypada się tak z tym afiszować ale nastrój panował tam dość niezwykły, jakiś taki „brudno-mroczny”, jak w powieściach Zoli czy też ten tchnący z wczesnych obrazów Van Gogha.

 

Emigracja odmawiała mi pomocy. Smolar za to, dzięki wpływowej „diasporze”, mógł dorabiać się swej fortuny, kierując między innymi rozgłośnią polską radia BBC. Mógł też przy okazji (dwie pieczenie przy jednym ogniu) skutecznie manipulować krajową i zachodnią opinią publiczną na rzecz działającej w Polsce opozycji „demokratycznej” („lewicy laicka” i KOR) i przeciwko polskiej opozycji niepodległościowej.

 

Ad.11. Przesyłki listowe i pieniądze przekazywane były tylko pewnym ściśle określonym osobom poprzez kurierów. Na „niespalone adresy” dostarczano coś innego, jak np.: maszyny do pisania, płyty (matryce) offsetowe, papier negatywowy, farbę drukarską, kalkę, powielacze i cały szereg innych materiałów oraz środków pomocniczych, do pisania, druku i rozpowszechniania słowa.

 

Ad. 12. „F.P.C.”, to „Fundusz Praw Człowieka” utworzony po rozbiciu ROPCiO przez Czumę i jego wspólników. FPC utworzona została przez tę część ROPCiO, która pozostała przy Moczulskim. Vide załączone dokumenty: „Porozumienie” i „Pełnomocnictwo” Władka Gauzy z 23 lipca 1979 r. upoważniające go do przejmowania i przekazywania pieniędzy do kraju. „Konfederacja 76” była organizacją utworzoną przez byłych żołnierzy (oficerów) armii polskiej na Zachodzie, którzy po II wojnie światowej znaleźli się w USA.

 

   

 

Ad. 13. Pieniądze brały się z darów osób prywatnych. Vide: załączone kopie pokwitowań bankowych z banków, skąd np. były przesyłane. Brały się też ze zbiórek publicznych, na przykład podczas antyreżimowych demonstracji (vide: treść listów od Giedroycia do Władka Gauzy). Brały się też ze zbiórek przy innych, nadających sie do tego okazjach.

 

 

 

   

 

„W jaki sposób były przerzucane do Polski?” W różny. Na samym początku przez banki. Potem przez zaufanych ludzi i przez specjalnych kurierów, np. przez wspomnianego już w innym miejscu Jerzyego Brzezińskiego. Były też przesyłane np. przez żonę Władka, Janinę Gauza, będącą w kontakcie z Tadeuszem Jandziszakiem we Wrocławiu.

 

„Jak wyglądał system kontroli i rozliczania ...?” W tej fazie działalności konspiracyjnej – bo tylko taka była wówczas możliwa – system kontroli opierał się o wzajemne zaufanie a miarą rozliczania była aktywność polityczna. Jeżeli na przykład ktoś nagle stawał się aktywny na rzecz KSS „KOR”, to więcej pomocy nie otrzymywał. W ówczesnych warunkach nikt o zdrowych zmysłach nie mógł żądać z zagranicy takich rozliczeń na papierze. Wewnątrz kraju mogli to robić dla siebie.

 

Powyższe informacje pochodzą od Władka. Sam bowiem nie brałem udziału w zbieraniu i przerzucaniu pieniędzy do kraju. Koncentrowałem się głównie na przełamywaniu blokady informacyjnej oraz na przeciwstawianiu się dezinformacji wzniesionej w latach 70. ubiegłego wieku przez działaczy emigracji pomarcowej wokół działającej w Kraju opozycji niepodległościowej z KPNem na czele.

 

ML: Tomku, dziękuję serdecznie za Twoje obszerne odpowiedzi i kolejną partię cennych dokumentów z epoki. Sądzę, że wszystkie one wymagają starannej analizy (w konfrontacji z dokumentami krajowymi, publikacjami oficjalnymi w Kraju: w "Opinii", w "Drodze" i w "Robotniku" oraz na emigracji, m.in. w "Kulturze" a także przy uwzględnieniu materiałów SB zgromadzonych w IPN), gdyż są one bardzo wiarygodnym źródłem wiedzy na temat historii polskiej emigracji na przełomie lat 70. i 80. ub. wieku oraz nt. jej związków z Krajem. Ogromnie się cieszę, że dokumenty te nie zaginęły i że dzięki Twoim staraniom i zaangażowaniu Władysława Gauzy możemy je obecnie upublicznić. Jeszcze raz serdecznie dziękuję Ci za upublicznienie tych dokumentów. Proszę Cię także o przekazanie ogromnych podziękowań Władysławowi Gauzie.

 

Przechodzę do kolejnych pytań. Dotyczą one Twojego Oświadczenia z 15 stycznia 1980 roku. 

 

14. Podajesz w punkcie 1 Oświadczenia, że co najmniej 8 członków KPN siedzi w więzieniu PRL. Czy pamiętasz, o kogo chodziło?

 

15. W punkcie 3 wspominasz o działalności w Sztokholmie skrajnych Endeków powiązanych z Giertychem (Głowacki, Michna, Bińkowski). Czy zechciałbyś rozwinąć ten wątek? Na czym polegała działalność tych ludzi w Sztokholmie wymierzona przeciwko KPN? Jakie były jej motywy? Jakie mieli oni realne możliwości szkodzenia? Czy ich działania zakończyły się sukcesem? Sprawa jest o tyle ciekawa, że o ile informacje o konflikcie KOR - ROPCiO/KPN w Kraju i na emigracji są znane (jakkolwiek ich szczegóły oraz metody walki stosowane przez strony, a także ew. inspiracje SB w tych sporach wymagają dalszego badania), o tyle stosunkowo mało znane jest antykapeenowskie zaangażowanie środowiska endeckiego (które z resztą w Kraju nie odgrywało dużej roli w tamtym czasie).

 

16. W dalszej części punktu 3 formułujesz zarzuty wobec Jerzego Klebana. Kto to był? Skąd wziął się w Szwecji? Nie chciałbym dzisiaj odgrzewać tamtego sporu (z Twoimi zarzutami można się zapoznać w Twoim Oświadczeniu), ale jestem Ciekaw Twojej obecnej opinii o tym konflikcie wewnątrz działaczy KPN na emigracji. Jak dzisiaj oceniasz racje Twoje i Władysława Gauzy oraz działania Jerzego Klebana? Czy w materiałach IPN, które Ci udostępniono znalazłeś coś ciekawego na ten temat? Czy Twoim zdaniem dzisiaj źródłem tamtego konfliktu były osobiste ambicje, polecenia władz KPN z Warszawy, inspiracje SB?

 

W każdym razie warunki działania środowiska sprzyjającego KPN w Skandynawii były arcytrudne: ataki ze strony KOR i endeków, konflikty wewnętrzne w środowisku KPN na emigracji a do tego Twoja arcytrudna sytuacja osobista (o której piszesz w Oświadczeniu). Jeżeli chociaż część tych kłopotów była "zasługą" SB, to mogła ona mówić o dużym sukcesie! Zwłaszcza, że w Kraju udało się SB doprowadzić do podobnego konfliktu na linii KOR - ROPCiO, do rozłamu w ROPCiO, a następnie do eskalacji konfliktu KOR - KPN. Trzeba było mieć zbroję ze stali, żeby w takich warunkach, mimo takich trudności, działać dla sprawy niepodległości. Myślę, że dzisiaj wiele osób nie zdaje sobie w ogóle sprawy w jakich warunkach przyszło działać środowisku niepodległościowców w tamtym czasie... 

 

TS: Mirku, odpowiadam.

 

ad. 14. Przytrafił mi się niestety błąd w datowaniu tego dokumentu. Chyba większość z nas w pierwszych dniach stycznia łapie się na tym, że odruchowo wpisuje rok poprzedni. Ja to jednak wtedy przeoczyłem. Prosiłbym Cię zatem, abyś w nawiasie, poprzedzającym skan tego oświadczenia zamieszczony w POLONUS-ie wpisał uwagę, że prawidłową jego datą jest 15 stycznia 1981 roku (może warto nawet zaznaczyć czerwonym kolorem?). Dopiero wtedy zrozumiała staje się zamieszczona w nim informacja, o którą pytasz, „...że co najmniej 8 członków KPN siedzi w więzieniu w PRL”. Potwierdza ją „Komunikat nr 3” wydany przez Komitet Obrony Więzionych za Przekonania (Warszawa, dnia 27. lutego 1981 r.), gdzie wymienionych jest 8 więźniów (siedmiu z nich to członkowie KPN a ósmy to W. Ziembiński, twórca Komitetu Porozumienia na Rzecz Samostanowienia Narodu. Całą tę ósemkę aresztowano w czasie od 23 września 1980 (Moczulski) do 6 grudnia 1980 (K. Bzdyl – Kraków). Byli to: K. Bzdyl, Z. Goławski, T. Jandziszak, L. Moczulski, T. Stański, J. Sychut, R. Szeremietiew i W. Ziembiński.

 

ad. 15. Była to niewielka grupka (o charakterze koteryjnym), luźno ze sobą powiązanych osób, o poziomie umysłowości podobnym do osoby, której nazwisko wymieniasz w kolejnym pytaniu. Tego właśnie rodzaju „patriotów” określano – nie bez słuszności zresztą – mianem „oszołomów”, który to epitet jakże chętnie przenosili prokorowscy „intelektualiści” na wszystkich działaczy niepodległościowych. Działalność tych „endeków” nie była może aż tak szkodliwa, jak oczerniająca nas kampania ze strony działaczy emigracji postaparatczykowskiej, jednak obiektywnie wpisywała się (być może nieświadomie) w cele tej drugiej. Polegała ona głównie na rozpuszczaniu plotek oraz pomówień.

 

ad. 16. Wybacz, ale wolałbym nie babrać się już w tych bluzgach, jakimi ten osobnik obrzucał mnie oraz Władka. Nawet Maciej Pstrąg-Bieleński, choć sam tym się nie zajmował, to w jakiś jednak sposób afirmował jego wybryki, skoro obdarzył go zaufaniem i podjął z nim współpracę. Byłoby to poniżej Władka oraz mojej – nie jakiejś tam wydumanej, lecz po prostu zwykłej, ludzkiej godności. Skierowana przeciw nam „publicystyczna” twórczość tego pana (w „Wiadomościach Polskich”) odznaczała się takim prymitywizmem i prostactwem, że nawet esbek – co już samo w sobie jest ewenementem – podpisujący się „Jan Świeży” pod serią oczerniających KPN artykułów w reżimowym „Żołnierzu Wolności” (po lipcu 1981 roku) opatrzył cytowane w nich fragmenty tekstów Klebana następującą uwagą, cytuję: Zupełna już degrengolada zapanowała pośród zagranicznych emisariuszy KPN (…) Epitety, jakimi obrzucił Kleban jednego i drugiego wspólnika, wystawiają im wprawdzie jak najgorszą opinię, lecz i autorowi nie przysparzają chwały. Twardy mieli orzech do zgryzienia i Moczulski i szef jego kontrwywiadu.

 

Łatwo sobie wyobrazić ile wstydu musieliśmy się najeść się za tych ludzi. Wiązanie naszych nazwisk z ich wybrykami kompromitowało nie tylko nas osobiście ale przede wszystkim szkodziło KPN, ułatwiając niepomiernie zadanie proKOR-owskim aktywistom na emigracji i peerelowskim propagandzistom w kraju. Na dowód zacytuję fragment listu Jana Nowaka-Jeziorańskiego do Jerzego Giedroycia z 25 maja 1980 r.: Jest jeszcze jedna sprawa, która zaczyna mnie niepokoić. To jest działalność przedstawicieli Moczulskiego na Zachodzie. Opanowali „Czas” w Winnipegu, „Gazetę Polską” w Toronto, teraz „Wiadomości Polskie” [chodzi o Klebana, błędnie kojarzonego ze mną i z Władkiem Gauzą - TS] w Sztokholmie. To są dynamiczni, bardzo prymitywni młodzi ludzie, do złudzenia przypominający przedwojenną „Falangę”.

 

Mogę tylko dodać, że w udostępnionych mi przez Instytut Pamięci Narodowej (trzy grube tomy, ca 1000 stron) dokumentach SB na mój temat, nie znalazłem żadnego, który odnosiłby się do naszej działalności w KPN a więc i żadnej wzmianki o Klebanie. Brak było też dokumentów ujawniających kulisy wypuszczenia moich dzieci, co nastąpiło w iście błyskawicznym tempie, po interwencji prof. Zbigniewa Brzezińskiego u Gierka, jeszcze podczas trwania wizyty prezydenta USA Cartera w Polsce w grudniu 1977 roku. Poprosiłem w związku z tym IPN o dalszą kwerendę, gdyż wydaje mi się niemożliwe, aby takich dokumentów SB nie wytworzyła. Nie wykluczam, że mogły one trafić do Zbioru Zastrzeżonego.

 

Poniżej prezentuję przykłady innych jeszcze – poza moimi – prób interwencji u dyrektora RWE Zygmunta Michałowskiego, podjętych w porozumieniu z Władkiem Gauzą przez innych działaczy i sympatyków KPN. Są to: list W. Twierdochlebowa do Z. Michałowskiego, list Michałowskiego do prof. Ehrenkreutza i dwustronicowy list Romana Piórkowskiego z Berlina Zachodniego. Załączam też karykaturę T. Podgórskiego.

 

   

 

ML: Tomku, czytając (a raczej przypominając sobie) treść kolejnych dokumentów dotyczących działalności Biura Informacyjnego w Oslo natrafiłem na Twój "Raport nr 1" z 10 czerwca 1981 roku. Znalazłem tam pełniejszy opis osoby i działalności Jerzego Klebana a także omówienie sylwetki Konstantego Hanffa. I właśnie Hanffa dotyczą moje kolejne pytania.

 

17.Czy znałeś osobiście Hanffa? Jeśli tak - co był za człowiek? Kto go wciągnął do KPN? Kto podjął decyzję, aby współpracować z tak podejrzanym człowiekiem?

 

18. Czy była reakcja Rady Politycznej na Twój Raport? Z tego co wiem, w tym czasie przywódcy KPN siedzieli a funkcje p.o. Przewodniczącego Rady Politycznej pełnił Krzysztof Gąsiorowski (jak dziś wiemy z pewnością - tajny współpracownik SB)

 

19. Czy wiesz może, jakie były dalsze losy Hanffa i Klebana? A dziś, gdy przeglądałeś swoja teczkę, czy znalazłeś coś na ich temat? 

 

20. Maciej Pstrąg Bieleński był członkiem założycielem KPN w kraju - jak znalazł się na Zachodzie? Co było z nim potem? Wiem tylko, że prowadził biuro KPN w RFN (w jakim kraju), a w 1985 roku związał się z PPN. Czy wiesz może coś więcej?

 

21. Co było faktyczną przyczyną zawieszenia biur KPN za granicą decyzją Rady Politycznej? Czy zawieszenie biur oznaczało koniec Waszej (Twojej i Władysława Gauzy) współpracy z KPN? 

 

22. Czy dysponujesz może jeszcze jakimiś materiałami KPN z przełomu lat 70. i 80.? Spodziewam się, że mogą być w Twoim osiadaniu prawdziwe perełki, które w kraju, wskutek rewizji, przeprowadzek itp mogły już zaginąć? Może mógłbyś je przywieźć do Polski w celu ich zeskanowania? 

 

TS: Mirku, odpowiadam na kolejne pytania:

 

Ad. 17. Tak, Hanffa miałem sposobność poznać osobiście (był więc nawet: „Kostek”). To on nawiązał ze mną kontakt – gdzieś chyba wiosną 1979 roku. Z całą pewnością do KPN-u go nie wciągałem. Nigdy zresztą, jak mi się wydaje, nie został on naszym członkiem. O ile nie przyjął go Maciej Pstrąg-Bieleński, choć nic o tym nie słyszałem. O jego hitlerowskiej i esbeckiej przeszłości nie miałem wtedy - rzecz jasna - najmniejszego pojęcia. Wspomniany kontakt polegał na przysłaniu mi (skąd wziął mój adres, do dziś tego nie wiem) listu. Przedstawił się w nim jako twórca i szef organizacji niepodległościowej o buńczucznej nazwie Organizacja Bojowa „Wolna Polska”. Zrobiło to na mnie wrażenie. Nawet oprawa zewnętrzna tego „pakietu” była dość imponująca, zwłaszcza w zestawieniu z otaczającą mnie emigracją postaparatczykowską, popierającą jak jeden mąż działającą w kraju opozycję „demokratyczną”. Zapisałem się nawet do tej jego „organizacji”. Za legitymację służyło ksero banknotu dolarowego, którym uiszczało się opłatę członkowską i którego numer bankowy służyć miał jako numer identyfikacyjny członka. Oryginalny pomysł, czyż nie? Sam zresztą zobacz, jaką to firmową oprawą posługiwał się Hanff, korespondując z ludźmi:

 

 

Dopiero podczas mojego tournée po Kanadzie w listopadzie 1979 (on sam wraz z Kongresem Polonii kanadyjskiej tournée to zorganizował i w nim mi towarzyszył) zwierzył mi się z tego. Oto kilka skanów gazet z tego okresu:

 

 

 

   

 

Co dość zadziwiające (ta szczerość) wyznanie to pokrywało się z informacjami na jego temat zamieszczonymi w książce „KPN – kulisy, fakty, dokumenty”, opublikowanej w 1982 roku z inspiracji bezpieki w wyd. Książka i Wiedza (notabene ze znaczkiem cenzorskim Z-106). Byłem więc wtedy w kropce. Czułem się bardzo nieswojo ale przez pewien czas sądziłem, że mimo wszystko ta już trzecia w jego życiu gruntowna zmiana przekonań może być szczera. Jednak po jego włączeniu się do znanych Ci już ekscesów grupy M. Bieleńskiego, prowadzących do rozbicia naszych struktur, zrezygnowałem z członkostwa w „Wolnej Polsce” i zerwałem z nim wszelki kontakt.

 

Czuję się tym samym w jakimś stopniu odpowiedzialny za problemy, jakie ludzie ci stworzyli w naszych strukturach zagranicznych. Nikt z nas jednak tu na emigracji nie był jasnowidzem i nie mógł przewidzieć przyszłych zachowań osób (często zupełnie obcych), z którymi podejmowało się współpracę. A jakim cudem można było rozpoznać w nich agenta bezpieki? Skąd na przykład mogłem wiedzieć o związkach R. Nowaka z bezpieką? Co prawda, natychmiast gdy Nowak się tu pojawił „sprawdziłem” go z Leszkiem Moczulskim, który potwierdził jego tożsamość i „czystość”. Jak się jednak okazało, sam też nie wiedział o jego agenturalności.

 

Ad. 18. Reakcji żadnej nie było. Nie wiem nawet czy raport ten dotarł. Przesłany on został do kraju kanałami naszego członka Włodka Tumanowa, któremu ufałem, gdyż był moim przyjacielem nie tylko w sprawach politycznych. Był dla mnie „bratnią duszą” głównie w sferze zagadnień bardzo subtelnej natury, bo filozoficzno-światopoglądowych. Zmarł tragicznie w sierpniu 2005 roku, co nawet tutejsza prasa odnotowała. Zadedykowałem mu zresztą mojego „Matrixa”. Dla przypomnienia kilka zdjęć (to ten z brodą):

 

 

 

 

ad. 19. Już odpowiadałem (ad 16). Nic ponadto nie wiem

 

ad. 20. Nic więcej na ten temat nie wiem

 

ad. 21. Wydaje mi się oczywiste, że powodem zawieszenia był rozłam w naszych zagranicznych strukturach, wywołany fatalnym związaniem się Maćka Bieleńskiego z ludźmi przed którymi go ostrzegaliśmy. Wielka szkoda, gdyż swoją kulturą, wykształceniem i inteligencją zupełnie do nich nie przystawał. No cóż, dziwny jest ten świat... Very Happy

 

ad. 22. Zapewne dysponuję takowymi. Przed wyjazdem zrobię gruntowniejszy przegląd mojego nieuporządkowanego archiwum i wezmą ze sobą razem z nagraniami rozmów telefonicznych z Leszkiem Moczulskim i Tadeuszem Stańskim

 

PS - Raz jeszcze proszę Cię Mirek, abyś już nie wypytywał mnie o tych ludzi. Ich wspomnienie budzi mój niesmak. Podobnie odczuwa, jak przypuszczam, Władek Gauza. Mówiąc inaczej, nie chcemy czuć się brukani przez to ciągłe – to prawie 30 lat już minęło – kojarzenie naszych nazwisk z tego rodzaju osobami, a w szczególności z Klebanem. Wiem, że ustalenie prawdy na temat ich roli jest ważne i potrzebne. Jednak ja osobiście mam pewne wrodzone (więc niezawinione  :) ) trudności z zajmowaniem się (grzebaniem się w nich) czyimiś personaliami. Wywołuje to we mnie coś w rodzaju „mdłości”. Niech lepiej zajmują się tym ludzie obdarzeni innymi niż moje... predyspozycjami. Wybacz proszę.

 

Rozmowa została przeprowadzona na nieistniejącym już Forum Polonus 

jesienią 2009 roku

 

 

 Materiały są dostępne na licencji CC BY 3.0 PL

Zezwala się na dowolne wykorzystanie treści

pod warunkiem wskazania autorów praw do tekstu. 

Pewne prawa zastrzeżone na rzecz autorów.