Internetowe Archiwum KPN - strona glowna
najwazniejsze dokumenty kpn z l. 1979-1993
teksty polityczne Leszka Moczulskiego z l. 1973-2004
inne dokumenty
Historia KPN
procesy polityczne kierownictwa kpn
encyklopedia kpn
czytelnia prasy kpn
wspomnienia dzialaczy  kpn
najwazniejsze publikacje nt. kpn
historia marszow szlakiem I Kompanii Kadrowej w l. 1981-1990
forum bylych dzialaczy kpn
kontakt z administratorem

Wspomnienia kkonfederatów

        Strajki w Szczecinie w sierpniu 1980 roku


„…Zwycięstwo będzie twą nagrodą, a zdrada karana będzie śmiercią…”

 

Tego lata prawie nie opuszczałem Szczecina. W społeczeństwie wzrastało niezadowolenie. Lipcowe strajki na Lubelszczyźnie zakończyły się stosunkowo szybko. Strajkujący otrzymali wszystko, czego zażądali. Zapewne sezon urlopowy zapobiegł rozszerzaniu się nastrojów strajkowych poza region. Władze były skłonne do ugody jednak strajkujący nie odważyli się wyrazić politycznych żądań. Wśród działaczy opozycji było nieco mniej aresztowań. Milicja łagodnie przerwała I Zjazd KPN (Konfederacja Polski Niepodległej) w Lądku Zdroju, 26 lipca 1980 r. W zachowaniu milicjantów odkryliśmy zaciekawienie z wyraźną sympatią, także niechęć do PZPR. W niezależnej publikacji PPN (Polskie Porozumienie Niepodległościowe) opublikowano świetnie opracowaną listę postulatów autorstwa Zdzisława Najdera, którą z Aleksandrem Hallem uznaliśmy za wartą upowszechnienia. Kilka tygodni po naszym spotkaniu owa lista posłużyła do negocjowania postulatów w Gdańsku i w Szczecinie. Stąd podobne żądania, na co historycy nie zwrócili uwagi (albo nie chcieli?). Przemilcza się także nazwisko autora postulatów.

Latem 1977 r. przywędrowałem z Krakowa. Poznawałem Szczecin. Miałem niewielu znajomych. Trudno było zdobyć zaufanie. W wolnych chwilach zajmowałem się organizowaniem kolportażu niezależnych publikacji. Dostarczanie bibuły zacząłem od środowiska duszpasterstwa akademickiego i ROPCiO (Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela), a później dotarłem do WZZ Pomorza Zachodniego (Wolne Związki Zawodowe). Współpracowałem z większością niezależnych wydawnictw w Polsce, dzięki czemu Szczecin był wszechstronnie zaopatrzony. Bibuła docierała do elit, z których wyłoniło się wielu działaczy aktywnych podczas sierpniowych strajków.

 

 Uczestniczyłem w działalności ROPCiO, współpracowałem z RMP (Ruch Młodej Polski) i zakładałem KPN.


Po otrzymaniu wiadomości o strajkach w Gdańsku oczekiwałem przyłączenia się stoczni w Szczecinie. W poniedziałek żona pojechała do pracy w biurze konstrukcyjnym Stoczni Warskiego. Ze swojej pracy wróciłem wcześniej aby w domu odbierać wieści od opozycyjnych współpracowników. W Stoczni Warskiego powstał Komitet Strajkowy. Żona przekazywała najnowsze komunikaty przez telefon. Zbierano postulaty. Na teren Stoczni Warskiego jeszcze wpuszczano pracowników biura konstrukcyjnego. Żona przepisała listę postulatów z tablicy ogłoszeń i przedyktowała. Postulaty miały charakter socjalny. Jedynym politycznym postulatem było utworzenie niezależnego związku zawodowego. Brakowało ważnych żądań.

 

Od pierwszych godzin strajku każdy mój ruch śledziło wielu funkcjonariuszy SB

 

 (Służby Bezpieczeństwa). Sporadyczne obserwacje zmienili w stały nadzór. Bywało, że w ciągu kilkunastu minut widziałem cztery samochody z wcześniej zapamiętanymi numerami rejestracyjnymi. Nie wpadałem w panikę, lecz wykorzystywałem sytuację do praktycznego poznania metod pracy SB. Niełatwo zniknąć, gdy zza rogu podgląda nierozpoznany tajniak. Spróbowałem raz. Nie udało się. Widziałem smutnych tropicieli. Spróbowałem jeszcze raz. Odkryłem sposób jak umknąć wąskimi uliczkami Pogodna. Zgubili mnie. Wreszcie mogłem poruszać się swobodnie. Od tej chwili korzystałem z każdej okazji aby rozwijać umiejętność gubienia szpicli.

Po południu spotkało się u mnie w domu kilka osób (Tadeusz Cieżuch, Marek Lachowicz, Tadeusz Lichota, Ryszard Nowak, Radzimierz Nowakowski). Jeden z kolegów opowiedział o liście od szczecińskich opozycjonistów, który poprzedniego wieczoru wieźli do Stoczni Warskiego. List zgubili. Z braku odpowiednich kontaktów organizowanie czegokolwiek nie miało sensu. Było wyraźnie widać, że w Stoczni Warskiego obawiają się obcych. Komitet Strajkowy ustalił bardzo krótki termin zbierania postulatów. 

 

Listę socjalnych życzeń strajkujących uzupełniliśmy politycznymi żądaniami z listy PPN. 

 

W ostatniej chwili, przed zamknięciem bram Stoczni Warskiego dostarczył naszą listę były pracownik (Tadeusz Lichota - współpracownik Edmunda Bałuki zwolniony ze Stoczni Warskiego za udział w strajku w 1976 r.). Liczyliśmy, że go wpuszczą i dotrze do Komitetu Strajkowego. Nie wpuścili. Poprosił zatem o przybycie kogoś z Komitetu. Przyszedł jego kolega (Zdzisław Kasprzyk), który odebrał listę. W obawie przed prowokacją zabarykadowano wszystkie bramy z wyjątkiem głównej. Przestano wpuszczać nawet swoich pracowników z zakładów położonych poza terenem Stoczni Warskiego. Moja żona nie mogła więcej dostarczać wieści.

Razem z listą postulatów podaliśmy worek z bibułą, którą pośpiesznie pozbierałem ze skrytek. Brałem pod uwagę, że koszty pokryję z własnej kieszeni. Uważałem, że sytuacja wymaga poświęceń. Worek z bibułą dotarł do Komitetu Strajkowego. Miała być rozdana strajkującym, lecz na polecenie Komitetu została spalona z workiem. Nie była to duża strata, ponieważ polityczne żądania PPN znalazły się na dostępnej wszystkim strajkującym tablicy ogłoszeń, a czytane przez radiowęzeł wywoływały fale entuzjazmu. Później Jacek Kuroń zwolnił mnie od zwrotu należności za część wydawnictw z KOR (Komitet Obrony Robotników) przekazanych Komitetowi Strajkowemu. 

Funkcjonariusze SB nie odstępowali ode mnie, jeżeli nie uciekłem na krótki czas. Zapewne uznali mnie za kogoś ważnego, skoro nie spuszczali z oka. Nie zamierzałem niczego więcej organizować ani spotykać współpracowników. Nie mogłem być pewny, czy nie jestem śledzony. W przedsiębiorstwie, w którym pracowałem przystąpiono do strajku dość późno. Nie angażowałem się. W Stoczni Warskiego negocjowano postulaty. Sprawy toczyły się w dobrym kierunku, nie należało przeszkadzać. Nie wiadomo, jak mogliby zareagować „opiekunowie” z SB i czy nie zaszkodziłbym negocjacjom. Od początku opozycyjnej działalności brałem pod uwagę, że w najbliższym otoczeniu mogę mieć informatora SB. Zdawałem sobie sprawę, że społeczeństwo niekoniecznie pragnęło zmian proponowanych przez opozycję. W mojej działalności kolporterskiej spotykałem się częściej ze strachem niż z entuzjazmem. Po transmisji z podpisywania szczecińskich porozumień wyszedłem z psem na spacer. Podczas strajku, na pokrywającej się rdzą szynie tramwajowej wyrosło źdźbło trawy. Kilka godzin po podpisaniu porozumień życie powoli wracało. Pierwszy tramwaj rozgniótł źdźbło. Nawet plama nie została. Szczecińskie wydarzenia relacjonowano na pierwszych stronach gazet całego świata. Wprawdzie tego dnia chodziłem po ulicach bez nadzoru czujnych funkcjonariuszy SB, jednak obawiałem się, że z dopiero co podpisanych porozumień zostanie tyle samo co z wątłej trawy kiełkującej w nieodpowiednim miejscu.

 

Pierwszego dnia po strajku żona otrzymała wypowiedzenie z pracy w Stoczni Warskiego. 

 

Związkowcy Stoczni Warskiego zaakceptowali zwolnienie Danuty Zarzyckiej-Sychut! Nie mieliśmy wątpliwości, że powodem były represje. Zresztą nie ukrywano komentarzy, z których to jasno wynikało („nie potrzebujemy nikogo z KOR-u” – powiedział Kazimierz Fischbejn). Nieskuteczna interwencja Mariana Jurczyka wzbudziła podejrzenie o intencje nowego Związku. Czy przywódcy Związku już pierwszego dnia na nowych posadach nie powinni bronić pracownika? Czy związkowcy nie rozumieli, że obrona pracowników jest ich obowiązkiem? Gdańscy stoczniowcy już w pierwszym postulacie upomnieli się o zwolnioną Annę Walentynowicz! Wszak zwolnienie z pracy Anny Walentynowicz zapoczątkowało sierpniowe strajki! Związkowcy Stoczni Warskiego zlekceważyli zwolnienie z pracy Danuty Zarzyckiej-Sychut! W Szczecinie komuniści przywracali stare porządki zanim podpisano porozumienia w Gdańsku. Nie miałem złudzeń, że zmiany są pozorne!

 

Na początk/u września 1980 r. do KPN dotarła wiadomość z Gdańska, że Lech Wałęsa jest przeciwny utworzeniu ogólnopolskiego związku 

 

i uważa, iż każdy region powinien zakładać własny. Przed wyjazdem szczecińskiej delegacji do Gdańska na ogólnopolskie obrady komitetów strajkowych, zostałem zaproszony do domu Stanisława Wądołowskiego na nieformalne zebranie związkowców. Przekazałem list od działaczy związkowych z Krakowa, w którym przekonywali szczecińskich działaczy do założenia wspólnego związku. Wówczas „Solidarność” była jeszcze hasłem. Okazało się, że szczecińscy działacze chcieli tego samego co krakowscy, więc inicjatywa KPN nie była potrzebna.

Nie zamierzałem współpracować z nowym Związkiem ani działać w miejscu pracy. Ujawniło się wielu odważnych i mądrych działaczy, którym ewentualna pomoc osoby z etykietą „opozycjonisty” mogłaby sprawić kłopot. Należało uważnie przyglądać się związkowym karierowiczom, to było oczywiste, że niektórzy przeniknęli z błogosławieństwem SB. Rozliczyłem się z niezależnymi wydawnictwami i zakończyłem współpracę. Nie chciałem konkurować z dziesiątkami kolporterów chronionych przed rewizjami i aresztem, którzy wyroili się pod osłoną „Solidarności” oraz NZS (Niezależny Związek Studentów). Rozważałem zakończenie działalności w KPN aby przygotować się do studiów. Ku radości najbliższych więcej czasu spędzałem z dziećmi i zajmowałem się ogrodem.

Po podpisaniu porozumień w Gdańsku, we wrześniu 1980 r. zwolniono więźniów politycznych, lecz kilka tygodni później złamano postanowienia i ponownie aresztowano Leszka Moczulskiego.„Solidarność” nie reagowała, działacze jeszcze nie rozumieli, że jutro mogą trafić do więzień. Ujmowanie się za więźniami politycznymi mogło przysporzyć kłopotów. Aresztowano kolejnych działaczy KPN. Koledzy z RMP nie wiedzieli jak nam pomóc. Działaczom KOR ubyli konkurenci do doradczych stanowisk w nowym Związku, więc udawali, że nic się nie dzieje. 

 

Na początku grudnia 1980 r. zostałem aresztowany 

 

i przewieziony do aresztu przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie. Prokuratorzy przygotowywali pokazowe procesy „o próbę obalenia siłą socjalistycznego ustroju PRL”, które mogłyby zakończyć się najwyższymi wyrokami, nawet karą śmierci. Podczas przesłuchań w gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pogróżki brzmiały poważnie. Po kilku miesiącach mojego pobytu w więzieniu działacze KOR przypomnieli sobie, że jestem również ich współpracownikiem i przyłączyli się do akcji o uwolnienie więźniów politycznych. Wydrukowali wówczas i rozpowszechnili ponad 300 tysięcy ulotek domagających się mojego uwolnienia. Zdziwiłem się, że wymienili jedynie moje nazwisko pomijając kolegów z KPN. Poręczenie społeczne o moje uwolnienie podpisał Adam Hanuszkiewicz, dyrektor Teatru Narodowego. Jacek Fedorowicz zbierał podpisy od członków Związku Literatów. 

 

Po spędzeniu prawie pół roku w areszcie zostałem zwolniony, 

 

lecz zagrożono mi ponownym aresztowaniem za próbę publicznych wystąpień. Wolny, wreszcie z bliska, oglądałem „solidarnościowy karnawał”. W więzieniu byłem odizolowany od informacji, poza wiadomościami w „Trybunie Ludu” (dziennik PZPR), którą czasami dostarczano z powycinanymi artykułami.

Po powrocie do domu nie miałem spokoju. Dowiedziałem się, że jestem osobą znaną i szanowaną za odwagę. Nie odmawiałem publicznych wystąpień. Zarząd Regionu „Solidarności” zwrócił uwagę na przydatność osoby ze zdolnościami organizacyjnymi z konspiracyjną praktyką i zaproponował mi pracę. Wykorzystywano moją popularność. Przez telefon łatwo załatwiałem najtrudniejsze sprawy po przedstawieniu się nazwiskiem, ufano byłemu więźniowi politycznemu. Produkowałem codzienną gazetę związkową, a nawet dwie, podczas I Zjazdu „Solidarności”. Usprawniałem kolportaż związkowych publikacji. Z każdym dniem moja praca stawała się coraz bardziej potrzebna. Pracownicy Zarządu Regionu poznali mnie lepiej i wybrali na przewodniczącego „Solidarności”. 

 

Gdy 

 

funkcjonariusze SB z milicjantami załomotali do drzwi przed północą 12 grudnia 1981 r. 

 

spróbowałem zadzwonić. Telefon popsuty? Przed domem stali milicjanci? O tak niezwykłej porze nigdy nie przychodzili aresztować. To nie chodziło tylko o mnie? Stało się coś niezwykle ważnego! Tamtego dnia odebrałem kilka teleksów z informacjami o ruchach kolumn wojska i milicji w całym kraju. Interwencja obcych wojsk? Nie miałem złudzeń co do intencji intruzów. Nie wpuściłem. Żona uspakajała płaczące dzieci. Wiedziałem już, że ta noc nie może się dobrze skończyć. Solidnym dębowym biurkiem zablokowałem drzwi wejściowe. Oblężenie mieszkania trwało do rana. Gdy pod uderzeniami łomów zaczynały pękać drzwi okute stalową blachą, żona wpuściła napastników. Nie mogli uwierzyć, że mnie nie ma w domu. Nie pozwoliłem się aresztować, ten jeden raz w życiu wykorzystałem umiejętności skoczka spadochronowego. Około 3 nad ranem wyskoczyłem przez balkon, z wysokości 10 metrów, gdy patrol spod domu wszedł do bramy się ogrzać.

Powstanie niezależnego związku zawodowego nie gwarantowało swobód obywatelskich. Aby budować demokrację konieczna była likwidacja cenzury. Ten postulat uważałem za najpotrzebniejszy. Wolność wypowiadania niezależnych myśli wydawała się ważniejsza od ekonomii. Skutki zastąpienia gospodarki planowej mechanizmami rynkowymi były nieprzewidywalne. Związek zawodowy prędzej lub później musiałby się zetrzeć w konflikcie z socjalistycznym pracodawcą. Brakowało wiedzy o funkcjonowaniu społeczeństwa w warunkach kapitalizmu. Żądania przeprowadzenia demokratycznych wyborów długo nie dałyby na siebie czekać. Z tego wszystkiego wyniknąłby chaos, lecz każda zmiana mogłyby dać pozytywny efekt. Ufałem, że Polacy potrafią się dogadać w najtrudniejszych sprawach. Miałem nadzieje na zwyczajne życie. Rankiem 13 grudnia 1981 r., słuchając przemówienia o wprowadzeniu stanu wojennego poczułem żal, potworny żal! Bezpowrotnie zmarnotrawiono niezwykłą energię milionów Polaków. Zgasła nadzieja życia w demokratycznym Państwie. W ciągu kilku lat mogliśmy zmienić kraj i jakość życia. Dzisiaj wiemy, że po roku 1989 było o wiele trudniej. Potrzeba było kilkunastu lat, aby osiągnąć to samo.

 

W połowie lat dziewięćdziesiątych rozważałem powrót do wymarzonej niepodległej Rzeczypospolitej. 

 

Nie miałem do czego wracać — opuszczając kraj straciłem większość dobytku, rozdałem meble i podarowałem ogród. Piękne mieszkanie musiałem sprzedać, aby z uzyskanych pieniędzy zapłacić domiar podatkowy. Przepadł majątek gromadzony przez dwa pokolenia. Pojechałem do Szczecina na kilka dni, aby rozejrzeć się za możliwościami. Musiałbym od nowa ułożyć życie. Chciałem sprawdzić, czy potrafię przystosować się do zmian? Rodzina przyzwyczaiła się do spokojnej i bezpiecznej egzystencji. W Polsce na każdym kroku natrafiałem na agresję i wszechobecne żądanie łapówek. Jestem zbyt uczciwy. Nie poradziłbym sobie. Odrzuciłem pomysł powrotu. Coraz rzadziej odwiedzam kraj. Gdy tam jestem, szybko pragnę wracać do domu. W roku 2011 odmówiłem przyjęcia Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski i rok później podpisania wniosku o nadanie Krzyża Wolności i Solidarności. W roku 2013 urzędnik ZUS odrzucił mój wniosek o należną część emerytury za 17 lat przepracowanych w PRL. Nigdy nie otrzymałem żadnych świadczeń związanych z działalnością publiczną.


Jerzy Sychut, ur. 6 VIII 1948 w Poznaniu. Ukończył Technikum Elektryczne w Krakowie (1967). 1967–1968 oświetleniowiec i dźwiękowiec w teatrze Gong 2 w Lublinie, 1969–1976 pracował w teatrach: STU, Dren 59 i innych w Krakowie, Lublinie i Katowicach; 1976–1981 pracownik Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego w Szczecinie. 11 III 1968 uczestnik demonstracji studenckiej w Lublinie. Od 1977 współpracownik KSS KOR, uczestnik ROPCiO, 1979–IX 1980 działacz WZZ, od 1979 RMP, 1979–1983 KPN; od 1978 wielokrotnie zatrzymywany na 48 godz.

Od X 1980 w „S”; od XII 1980 członek szczecińskiego KOWzP, redaktor niezależnego pisma „Komunikat”; w XII 1980 aresztowany za „próbę obalenia siłą ustroju socjalistycznego”, przetrzymywany w AŚ Warszawa-Mokotów, zwolniony w V 1981; od VIII 1981 pracownik ZR Pomorze Zachodnie, przewodniczący KZ pracowników ZR w Szczecinie. 

13 XII 1981–15 VIII 1982 w ukryciu po brawurowej ucieczce podczas próby zatrzymania; działacz nieformalnych struktur podziemnych „S”: kierował systemem konspiracji ABC minimalizującym liczbę znanych współpracowników, kolporter pism podziemnych w Szczecinie i okolicach, drukarz ulotek i wydawnictw podziemnych (z Andrzejem Kotulą i Pawłem Zalewskim); 15 IX 1982 zatrzymany, internowany w Ośrodek Odosobnienia w Wierzchowie (uczestnik głodówki), zwolniony 16 X 1982 w 7. dniu jej trwania. Wielokrotnie zatrzymywany na 48 godz., poddawany rewizjom, przesłuchiwany przez Prokuraturę Wojskową w Warszawie, nakłaniany do emigracji; od 1982 bez zatrudnienia. 

Od 20 III 1983 na emigracji w Szwecji, absolwent studiów z zakresu marketingu i reklamy; zawodowy żeglarz, pracownik firm reklamowych, informatyk; do 1989 współorganizator pikiet, demonstracji i wieców w Sztokholmie i Oslo, sygnatariusz petycji przeciwko łamaniu praw człowieka i obywatela w Polsce, organizator pomocy finansowej i sprzętowej dla szczecińskiego podziemnego wydawnictwa Suplement. 

1979–1983 rozpracowywany przez Wydz. III KW MO w Szczecinie w ramach SOR krypt. Kuglarz.

 

 

Publikujemy za zgodą Autora, za stroną Jerzego Sychuta.

 

 Materiały są dostępne na licencji CC BY 3.0 PL

Zezwala się na dowolne wykorzystanie treści

pod warunkiem wskazania autorów praw do tekstu.

Pewne prawa zastrzeżone na rzecz autorów.