Internetowe Archiwum KPN - strona glowna
najwazniejsze dokumenty kpn z l. 1979-1993
teksty polityczne Leszka Moczulskiego z l. 1973-2004
inne dokumenty
Historia KPN
procesy polityczne kierownictwa kpn
encyklopedia kpn
czytelnia prasy kpn
wspomnienia dzialaczy  kpn
najwazniejsze publikacje nt. kpn
historia marszow szlakiem I Kompanii Kadrowej w l. 1981-1990
forum bylych dzialaczy kpn
kontakt z administratorem

Wspomnienia konfederatów

Obszar drugi

Sławomir Onyszko

 Rok 1982: początki działalności konspiracyjnej w ruchu studenckim i w KPN. 

 

Przed 13 grudnia 1981 roku byłem studentem AGH (na wydziel ektrotechniki) i szeregowym członkiem NZS. Oczywiście brałem udział w strajkach studenckich. 

 

Po wprowadzeniu stanu wojennego wraz z moim kolegą z liceum – Darkiem Warpasem (Łysym) wydawaliśmy pismo podziemne „Krzyk”, jako Studencka Grupa Oporu. Mieliśmy lokal przy ul. Brożka i tam drukowaliśmy. Ten lokal był w mieszkaniu, które wynajęli rodzice naszego kolegi z Myślenic. Jego w Krakowie nie interesowała polityka, tylko życie towarzyskie i uczuciowe, ale był na tyle porządny, że jeden pokój w wynajętym mieszkaniu przeznaczył na drukarnie podziemną. Incydentalnie pomagali nam w drukowaniu inni studenci. Oprócz nas istniało jeszcze kilka podobnych grup: Akademicki Ruch Samoobrony (ARS) wydawał „Póki my żyjemy” (mieliśmy z nim kontakt przez Darka Rupińskiego), Niezależna Grupa Oporu (m.in. Marek Domagała) wydawała „Kurier Studencki”, wychodziła „Gazetka Krakowska”, a na Akademii Rolniczej „Z ukrycia” (Grzegorz Fimowicz). Później powstaje Ruch Oporu NZS i wszystkie gazetki mają w winiecie dopisek: Pismo Ruchu Oporu NZS lub tylko RO ZNS. 

 

Przez mojego kolegę z lubartowskiego liceum (chodził do klasy o rok wyższej) – Marka Lubińskiego (studenta historii sztuki, który mieszkał z żoną i dzieckiem na Wzgórzu Wawelskim) nawiązałem kontakt z Ryśkiem Bocianem. On wciągnął mnie do KPN. Przysięgę składałem – jeżeli dobrze pamiętam – 3 maja 1982 roku. 

 

O tego czasu współpracowałem z Bocianem. Spotykaliśmy się na kirkucie (opisuje to w innym miejscu), na przystanku PKS albo u Ryśka w domu (był czas, że bywałem u niego trzy razy w tygodniu i byłem traktowany jak członek rodziny), w końcu w mieszkaniu Michała Żaka przy ul. Wrzesińskiej. 

 

Rysiek powierzał mi różne zadania. Regularnie jeździłem z jakimiś przesyłkami do Jerzego Żebrowskiego na ul. Francesco Nullo, do Andrzeja Izdebskiego (który mieszkał niedaleko). Często jeździłem też do Warszawy do mieszkania Leszka Moczulskiego przy ul. Jaracza (raz byliśmy tam razem z Mirkiem Lewandowskim). Z Lewandowskim też jesienią 1982 roku pojechaliśmy do Mogiły w Nowej Hucie (od Ryśka dostałem chyba z 500 egzemplarzy „Niepodległości”). Bibułę miałem ukrytą pod swetrem. W klasztorze cystersów była wielka msza w związku z nawiedzeniem obrazu MB Częstochowskiej. Po mszy bibułę położyłem w widocznym miejscu przy ołtarzu, skąd ludzie mogli ją zabrać. Byłem zaskoczony, gdyż sądziłem, że w Mogile nikogo znajomego nie spotkam, a tymczasem, gdy odwracałem się po położeniu pisma, to obok mnie stoi kolega ze studiów (o ile pamiętam nazywał się Noga). W ten sposób w środowisku studenckim AGH mogło być wiadomo, że jestem związany z KPN. 

 

Gdy sytuacja na mieście była niepewna, to szedłem do gabinetu okulistycznego, w którym pracowała pani Ela (żona Michała Żaka) przy ul. Zwierzynieckiej i tam dowiadywałem się, czy wszystko w porządku. Nie pamiętam, ale być może w ten sposób dowiedziałem się o tym, że w październiku 1982 roku Ryśka aresztowano. Postanowiłem wtedy wydawać „Niepodległość”, aby bezpieka nie zorientowała się, że wydawcą pisma był Rysiek. Teksty brałem od Marka Lubińskiego lub robiłem jakieś przedruki. Drukowałem na ramce (oczywiście nie sam, zawsze do pomocy kogoś znajdowałem - przeważnie drukowało się w dwie albo cztery osoby, gdy było nas czterech drukowaliśmy po dwóch i zmienialiśmy się po godzinie). Matryce przepisywałem ja, albo Marek Libiński, albo moja znajoma z polonistyki z IV roku (nie pamiętam nazwiska). Nakład wynosił tyle, ile można było „wycisnąć” z jednej matrycy, czyli ok. 1000 egzemplarzy. Niestety ostatnie kilkaset sztuk miało zdecydowanie gorszą jakość niż pierwszych 500 egzemplarzy, gdyż matryca z czasem się marszczyła.

 

Gdy Rysiek wrócił z internowania, to przejął ode mnie z powrotem druk i redagowanie „Niepodległości”. 

 

Mieszkanie Michała Żaka. Krzyż na cmentarzu Rakowickim poświęcony członkom PPAN oraz Krzyż Katyński 

 

W 1983 roku w mieszkaniu Michała Żaka przy ul. Wrzesińskiej ukrywał się „Łysy”, czyli Darek Warpas. Zapisałem go do KPN dość późno, pod koniec lat 80. W tym czasie on był członkiem NZS. Zrobiliśmy w ramach NZS totalne malowanie miasteczka studenckiego. Akademiki były tak pomalowane, że musieli odnawiać większość budynków. W trakcie tego malowania usiłowali zatrzymać Darka, ale on uciekł i dlatego musiał się ukrywać. Nie pamiętam dokładnie, jak długo się ukrywał u Michała, ale myślę, że z tydzień albo dwa. To musiało być dłużej niż kilka dni, bo on już nie mógł jeść. Michał przynosił obiady ze stołówki Akademii Medycznej. Zasada była taka, że obiad dziś przyniesiony je się jutro, a dzisiaj je się obiad wczorajszy. Nie wiadomo dlaczego te obiady zawsze stały jeden dzień. No i nikt nie mógł wytrzymać tego jedzenia. Tolek Piekałkiewicz, który wcześniej ukrywał się u Michała, nie mógł wytrzymać i „Łysy” też nie mógł. A Michał mu mówił - „Jedz, jedz. Najwyżej cię przeczyści”. Więc jeżeli Łysy już nie mógł jeść to musiał się tam ukrywać około dwóch tygodni. Normalny człowiek tracił chęć do życia po tygodniu ukrywania się u Michała ze względu na odżywianie, ale „Łysy” był twardy, więc podejrzewam, że po dwóch tygodniach mu odeszło. 

 

On się nudził i coś chciał uszyć. Michał Żak miał maszynę do szycia, ale ona ciężko chodziła. Szukałem u Michała w mieszkaniu czegoś, żeby ją naoliwić. Znalazłem w buteleczce coś, co mi się wydawało, że to jest olej. Ale potem okazało się, że to nie był olej, tylko formalina z czymś tam, która miała taką oleistą konsystencję. Nie wiem po co Michał to przyniósł do domu. Nasmarowałem maszynę tym „olejem”. Póki rozpuszczalnik w tej formalinie był, to to działało i ta maszyna szyła. Ale potem, jak odparował spirytus z tej formaliny, to zalepiło tę maszynę. Ale jej nie zepsułem w sensie, że wziąłem młotka i ją rozbiłem, tylko ją chciałem uzdatnić bardziej, niż była zdatna. Potem Michał ją mył spirytusem i chyba ją domył. Tylko chodziło o ten spirytus, który został wylany na maszynę i stąd ta rozpacz wszystkich. Ja chciałem wyczyścić tę maszynę, ale już mnie nikt nie chciał do niej dopuścić. Schowali ją przede mną. 

 

Ostatecznie żołądek „Łysego” uratowała bezpieka, bo 15 czerwca 1983 roku weszła do mieszkania Michała szukając materiałów na Ryśka Bociana, który w tym czasie już siedział. Oprócz „Łysego” w mieszkaniu Michała Żaka SB zastała Sławka Onyszkę i mnie (byliśmy umówieni z Ryśkiem nie wiedząc, że tego dnia został on już aresztowany) no i gospodynię. Darka, Sławka i mnie SB wzięła na Mogilską, gdzie nas przesłuchiwali, ale po 48 godzinach nas wypuścili. Natomiast Ryśka aresztowano. Wyszedł na amnestię w lipcu 1983 roku. Najście na mieszkanie Michała przyniosło natomiast SB sukces w postaci przejęcia materiałów poligraficznych.

 

Jak Rysiek Bocian wyszedł na wolność, to kazał mi odpokutować to, że zepsułem tę maszynę, choć nie czułem się winny. Ciągle wymyślał mi jakąś pokutę. W końcu polecił mi, abym przygotował krzyż na grób zamordowanych przez UB członków organizacji PPAN (Polska Podziemna Armia Niepodległościowa), do której należał także Michał Żak. Chodziło o krzyż na grobie ks. Gurgacza, Balickiego i Szajny na cmentarzu Rakowickim. Deski do wykonania krzyża znalazłem u Michała w domu. On zbierał mnóstwo rzeczy i u niego w mieszkaniu było wszystko. Z tych rzeczy, które on przechowywał w swoim mieszkaniu można byłoby czołg złożyć. Dodatkowo wziąłem kawałek blachy i na niej wykonałem napis (imiona i nazwiska zamordowanych). Tekst wykonałem za pomocą kalkotekstów, których się używało do robienia sitodruków. Potem ten tekst pociągnąłem jeszcze lakierem i to bardzo fajnie wyglądało, tak że nawet się Ryśkowi podobało. Tabliczkę przykręciłem do krzyża wkrętami. Miejsce pochówku członków PPAN pokazał mi Rysiek. Poszedłem sam i wbiłem krzyż. Ten krzyż chyba dość długo tam stał. Później jezuici zaopiekowali się grobem księdza Gurgacza i postawili tam nagrobek.

 

Warto tu dodać, że z Ryśkiem często spotykałem się na cmentarzach. Tak jak ostatnio Cezary Chlebowski z Rychem.. Czemu na cmentarzu? Bo to są pewne miejsca! Często spotykaliśmy się na Kirkucie (tj. na Cmentarzu Żydowskim przy ul. Miodowej w Krakowie). Był czas, że spotykaliśmy się codziennie. I od razu umawialiśmy się na następne spotkanie. A jeżeli Rysiek umawiał się ze mną telefonicznie, to mówił szyfrem, np. „Idziemy na imprezę, na bal”. A ten bal, to nie były „tańce, hulanki, swawola”, ale kawałek belki, która leżała w jakimś ustronnym miejscu, gdzie się spotykaliśmy.

 

Rysiek non stop mi coś wymyślał. Na przykład kazał mi chodzić ze starą książką i sprawdzać „sklepy rejonowe”, tj. bramy, którymi można było przejść z jednej ulicy na drugą. W tej książce były już opisane te przejścia, ale miałem sprawdzić, czy są jeszcze aktualne (książka pochodziła sprzed kilkudziesięciu lat). Chodziło to, aby w razie czego można było „zgubić ogon”. Sporo takich ciekawych przejść znalazłem. A raz mnie jakiś cieć pogonił... Z dwóch takich przejść potem korzystałem. 

 

Pierwsze akcje na cmentarzach to ja robiłem w ramach NZS, jeszcze przed 1983 rokiem. Drukowaliśmy na sicie takie elipsowate tarcze, które wycinaliśmy potem ręcznie z grubej tektury. Na tych tarczach pisało (czarne litery na białym tle) np. „Poległym z rąk komunistycznej władzy”. Takie tabliczki przybijaliśmy pinezką do drzewa na cmentarzach i zapalaliśmy pod nimi ze dwa znicze. Potem już inni ludzie pod nimi świeczki palili. Po śmierci księdza Popiełuszki wzmogły się takie akcje.

 

Pierwszy krzyż w miejscu, gdzie stoi obecnie na Cmentarzu Rakowickim Pomnik Ofiar Komunizmu, postawiliśmy z Maćkiem Gawlikowskim. Było to „w dziady”, czyli 31 października 1985 (?) roku. Najpierw poszliśmy wyciąć w dzień brzózki do Lasku Wolskiego, koło Kopca Kościuszki, bo tam było ode mnie najbliżej. Cisza była i spokój, nie było ludzi. Sprawdziliśmy, czy nikogo nie ma w pobliżu. Mieliśmy ze sobą siekierę. Ucięliśmy dwie belki, przygotowaliśmy i przycięliśmy je tak, aby na Rakowicach można było je łatwo zbić. Przywlekliśmy te brzózki do mnie do domu, a wieczorem zawieźliśmy na cmentarz. Na Cichym Kąciku czekał samochód. Te belki brzozowe przerzuciliśmy przez mur od strony Prandoty i weszliśmy na cmentarz mając wolne ręce i nie wzbudzając podejrzeń. Potem, gdy nastała noc (pamiętam, że noc była ciemna jak sumienie faszysty) zmontowaliśmy ten krzyż i ustawiliśmy w miejscu przy kaplicy, gdzie dziś jest pomnik. Potem ktoś z nas dołączył napis, że to jest Krzyż Katyński. Zdaje się, że dopiero wieczorem 1 listopada ten krzyż ubecja zwinęła. W dzień, przy ludziach to się bali.

 

 

Kraków, 2009

 

Wortal Instytutu Historycznego NN im. Andrzeja Ostoja Owsianego.

 Materiały są dostępne na licencji CC BY 3.0 PL

Zezwala się na dowolne wykorzystanie treści pod warunkiem wskazania autorów praw do tekstu. 

Pewne prawa zastrzeżone na rzecz autorów.