E-Archiwum KPN

Historia KPN

nurt niepodległościowy

           Odpowiedź na pytanie czym był nurt niepodległościowy w latach 1956-1978 nie jest łatwa. Zarazem miał i nie miał nazwy. Był i nie był organizacją (w sensie struktury). Miał i nie miał programu. O jego istnieniu wiemy z pojedynczych relacji i dokumentów, ale najważniejszym argumentem dowodzącym jego istnienia są niepodważalne efekty jego działania. Wskazują one na to, że była to grupa relatywnie liczna (setki osób, być może ponad tysiąc) i bardzo sprawnie zorganizowana, choć zdecydowana większość uczestników nie miała pojęcia o istnieniu sprzysiężenia lub też miała blade pojęcie i nie miała wiedzy o całości, a jedynie o pewnym wycinku.
          Nasze informacje o działalności piłsudczyków w czasie II wojny światowej są niepełne. Wiadomo, że znaleźli sie oni poza głównym nurtem politycznym na emigracji (kilkuset z nich Sikorski internował na "Wyspie Węży" w Rothesay). Część z tych, którzy byli w kraju weszła w skład ZWZ-AK, inni działali w ramach Obozu Polski Walczącej (której komendantem był poległy w Powstaniu Warszawskim Julian Piasecki). Oddziały wojskowe OPW, którymi dowodził płk Jan Zientarski podporządkowały się AK. OPW nawiązywała do tradycji przedwojennego Obozu Zjednoczenia Narodowego, którego patronem był Marszałek Śmigły-Rydz. Obok OPW istniał także Konwent Organizacji Niepodległościowych (KON), założony przez zwolenników Walerego Sławka. Kierownictwo KON tworzyli m.in. ppłk Wacław Lipiński i płk Franciszek Edward Pfeiffer. W grudniu 1944 roku KON i OPW połączyły się tworząc Stronnictwo Niezawisłości Narodowej.
          Po wojnie SNN weszło w skład utworzonego w 1946 roku Komitetu Porozumiewawczego Organizacji Polski Podziemnej (KPOPP). W 1947 roku KPOPP zostało rozbite przez UB a stojący na jego czele Lipiński - aresztowany. Zamordowano go we Wronkach w 1949 roku.
          Wielu piłsudczyków, którzy byli w AK, zaangażowało się po wojnie w działalność Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN), po czym trafiło do stalinowskich więzień.
          Po Październiku zdecydowana większość polskiego społeczeństwa zawarła niepisany kompromis z władzami PRL: władze zrezygnowały z masowego, krwawego terroru i zaoferowały stabilizację, a zniewolone społeczeństwo zaakceptowało narzucony przemocą system. Nastąpiła swoista identyfikacja społeczeństwa z PRL. Nieliczne grupy odmówiły udziału w tym kompromisie. Należała do nich niewielka część (zdecydowana mniejszość) środowiska kombatanckiego, przede wszystkim część wyższych oficerów Armii Krajowej o korzeniach legionowych i o poglądach piłsudczykowskich. Na ich czele stali szefowie oddziałów Komendy Głównej AK: płk dyplomowany Kazimierz Pluta-Czachowski, ps. "Kuczaba" (szef Oddziału V Dowodzenia i Łączności) oraz ppłk czasu wojny Ludwik Muzyczka ps. "Benedykt" (szef Oddziału VIII - Administracja Zmilitaryzowana). Pierwszy odgrywał rolę jawnego lidera, który w zasadzie nie ukrywał swojej aktywności (w zakresie działań jawnych) a jego dom w Warszawie przy ul. Filtrowej odgrywał rolę opozycyjnego salonu dla środowisk kombatanckich. Drugi, zamieszkały w Krakowie i pracujący zawodowo do końca lat 60. był - jak się wydaje - mózgiem całej grupy, ale odgrywał rolę "szarej eminencji".
          Obaj - po wyjściu ze stalinowskich więzień - zainicjowali swoją opozycyjną działalność publikując w 1957 roku w "Tygodniku Powszechnym" polemikę z kolaborującym z władzami byłym szefem BiP-u w KG AK - płk. Janem Rzepeckim. Tytuł artykułu brzmiał "Prawda i nieprawda o Armii Krajowej". Drugiej części artykułu nie puściła już cenzura, a sam Muzyczka do końca życia nie opublikował już w prasie PRL żadnego tekstu.
          Artykuł "Benedykta" i "Kuczaby" wywołał spore poruszenie w środowisku kombatanckim, gdyż rehabilitował dowództwo Armii Krajowej, które - także po Październiku - było powszechnie uważane za politycznych bankrutów, na których wyrok wydała już historia. To ich polityczne koncepcje miały odpowiadać za "tragedię AK", to oni mieli oszukać "masy członkowskie" "kamuflując swoje istotne założenia i cele". Tymczasem Muzyczka i Pluta pisali o jedności ideowej akowskiej "góry" i akowskich "dołów". Podkreślali, że Armia Krajowa stanowiła kontynuację walki narodu, zapoczątkowanej we Wrześniu. "Wyrosła wprost na polach klęski, ochotniczo, bez rozkazów i komisji poborowych, osiadła nie w koszarach, jak regularne wojsko, lecz w domach prywatnych jako wojskowy ruch obywatelski z jednym celem: walki o niepodległość".
          Dążenie do niepodległości było tym, co odróżniało nurt niepodległościowy od głównego nurtu opozycji polskiej, który ujawnił się później, bo dopiero w drugiej połowie lat 60. i który generalnie akceptował to co było (czyli socjalizm w wersji leninowskiej), z pewnymi korektami. Jedną z przyczyn tej zasadniczej różnicy było to, że nurt niepodległościowy tworzyli ludzie, którzy 20 lat swojego dorosłego życia spędzili w niepodległej Polsce, a dla twórców i uczestników nurtu reformistycznego (dysydenckiego) PRL była naturalną ojczyzną - w niej się wychowali i wykształcili i nie pamiętali Polski niepodległej. Granice politycznej wyobraźni obu grup były zupełnie inne.
          Dość szybko wokół działającego z otwarta przyłbicą Pluty zaczęło zbierać się środowisko kombatantów. Byli to w przeważającej mierze akowcy, ale także przedwojenni oficerowie, którzy II wojnę spędzili w oflagach. Na ich czele stali generałowie: Mieczysław Boruta-Spiechowicz, Roman Abraham oraz Jan Jagmin-Sadowski.
          Dziś można pokusić się o (niepełną zapewne) listę oficerów, związanych z tym sprzysiężeniem. Byliby na tej liście z pewnością (obok wielu innych): płk Józef Szostak, dr Józef Rybicki, ks. Józef Zator-Przytocki, płk Zygmunt Dziarmaga-Działyński, płk Jan Zientarski, ppłk Henryk Bezeg, ppłk Bolesław Dorembowicz, ppłk Franciszek Kamiński (Komendant Główny BCh), ppłk Wincenty Kwieciński, płk Kazimierz Bąbiński, płk Henryk Bagiński, płk Antoni Sikorki, ppłk Władysław Liniarski, płk Zygmunt Janke, mjr Antoni Heda i mjr Józef Herzog... Związki z tym środowiskiem utrzymywał także przedwojenny wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski, wojewoda sanacyjny - Henryk Józewski oraz (prawdopodobnie) tragicznie zmarły w 1962 roku przedwojenny premier Kazimierz Świtalski.
          Działalność tej grupy obejmowała kilka płaszczyzn.
          Podstawową rolę odgrywała akcja historyczna: spisywano wspomnienia, gromadzone dokumenty, przygotowywano opracowania monograficzne. Część tych materiałów publikowano, większość pozostawała a maszynopisach w prywatnych rękach. Kopie przekazywano do Instytutu Historii PAN oraz wysyłano zagranicę (głównie do Londynu). Część z tych materiałów zaginęła lub została "sprywatyzowana". Państwo polskie nie robi obecnie nic, aby ten dorobek zebrać, skatalogować i opisać, a w części przynajmniej - wydać.
          Akcja historyczna z jednej strony dokumentowała historię (wbrew kłamstwom oficjalnej propagandy), w zakresie, a jakim teksty były publikowane - propagowała postawę czynną (tak typową dla piłsudczyków "ideologię czynu"), ale była także dobrą legendą dla działań konspiracyjnych. Dobrą - bo prawdziwą. Dobrą, bo tłumaczącą funkcjonariuszom SB, którzy uważnie inwigilowali najbardziej aktywnych ludzi z tego środowiska, sens ich działalności, powód niezliczonej ilości spotkań, rozmów, konsultacji.
          Istotną rolę odgrywała także akcja zagraniczna, która umożliwiała całej grupie swobodny kontakt z Zachodem. Była to przede wszystkim łączność z Londynem, gdzie mieszkała większość przywódców Armii Krajowej, którzy po 1945 roku pozostali za Żelazną Kurtyną (przede wszystkim Komendant Główny AK - gen. Tadeusz Bór-Komorowski, jego zastępca - gen. Tadeusz Pełczyński oraz szef Oddziału II KG AK - płk Kazimierz Iranek-Osmecki), ale także z Kanadą, gdzie mieszkali m.in.: Naczelny Wódz - gen. Kazimierz Sosnkowski oraz szef Sztabu Głównego do 1939 roku - gen. Wacław Stachiewicz. Siatkę kurierów oraz innych osób umożliwiających przesyłanie informacji, książek i opracowań w obie strony poza kontrolą ze strony władz PRL stworzyli przede wszystkim: Pluta-Czachowski (szef łączności w KG AK - zapewne wykorzystał doświadczenia i ludzi z okresu II wojny światowej) oraz Zygmunt Augustowski, który wyjeżdżał z Polski za wiedzą i akceptacją władz PRL, przekonanych o tym, że pracuje on dla nich (a nie dla nn). 
          Akcja kościelna ruszyła na całego dopiero w drugiej połowie lat 60. (kilkanaście lat po rozpoczęciu aktywnej działalności przez to środowisko). Była ona możliwa dzięki zbliżeniu środowiska piłsudczykowskiego z Prymasem Wyszyńskim. Zbliżenie to było nieoczywiste, biorąc pod uwagę, że polskiemu Kościołowi przed wojną zdecydowanie bliżej było do endecji, relacje Sanacji z hierarchami kościelnymi przed wojną nie były najlepsze. Warto też pamiętać, że wielu piłsudczyków miała za sobą przynależność do PPS i było ateistami i/lub antyklerykałami. Kluczową rolę w tym procesie odegrał Ludwik Muzyczka.
          6 sierpnia 1966 roku, w apogeum konfliktu władzy z Kościołem środowisko kombatanckie (kuszone przez ówczesnego wszechpotężnego szefa MSW i ZBoWiD-u - Mieczysława Moczara) zorganizowało zjazd legionistów w Częstochowie, co było jednoznaczne z ich opowiedzeniem się przy Prymasie.
          15 września 1968 roku, w ramach obchodów 50-lecia odzyskania Niepodległości doszło w Częstochowie do historycznego spotkania Episkopatu Polski (kardynałowie: Wyszyński i Wojtyła oraz 48 biskupów) z ok. 60 przedstawicielami środowisk kombatanckich. Przemawiali: kardynał Wojtyła, gen Boruta oraz ppłk Muzyczka, odbyła się sesja naukowa i wspólny obiad. Kombatanci wyłonili swoją krajową reprezentację, na której czele stanęli generałowie: Abraham, Boruta oraz Jagmin-Sadowski, płk Pluta-Czachowski oraz płk Tadeusz Zieleniewski (jako reprezentant PSZ na Zachodzie).
          W tym samym roku ruszyły opłatki "Starej Wiary" z Prymasem Wyszyńskim (pierwszy - 28 grudnia 1968 roku), organizowane w siedzibie warszawskiej kurii przy ul. Miodowej. W styczniu 1970 roku po raz pierwszy taki opłatek zorganizowano w Krakowie (u o.o. Dominikanów - organizował je ks. płk Adam Studziński z udziałem kardynała Wojtyły), a także w Poznaniu (gdzie zwykle uczestniczył gen. Abraham). Wystąpienia na tych opłatkach (zwłaszcza wystąpienia Boruty, który był świetnym mówcą) robiły duże wrażenie na ponad setce osób, zebranych na takich uroczystościach w Warszawie, czy w Krakowie.
          Regularnie organizowane były pielgrzymki kombatantów do Częstochowy (opiekę nad nimi sprawował były kapelan AK ks. prałat Wacław Karłowicz), a paulin z Częstochowy - o. Eustachy Rakoczy wyznaczony został przez Prymasa kapelanem środowisk kombatanckich. W czasie jednej z takich pielgrzymek (3 maja 1976 roku), w trakcie uroczystej mszy na częstochowskich wałach, z udziałem kilkuset tysięcy ludzi, po uroczystej mszy koncelebrowanej przez kilkunastu biskupów na czele z przyszłym papieżem, generałowie II Rzeczypospolitej złożyli swoje ordery Virtuti Militari jako wota u stóp obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.
           Akcja kościelna otworzyła przed środowiskiem kombatanckim nowe możliwości działania - wychodzenia na zewnątrz i oddziaływania na szerokie masy społeczne, które nie należały do środowiska weteranów II wojny światowej, a także oddziaływania na dwóch najwybitniejszych przedstawicieli polskiego Kościoła - Prymasa Tysiąclecia oraz przyszłego papieża.
          Akcja epitafijna polegała na fundowaniu i umieszczaniu w miejscach publicznych znaków upamiętniających narodowych bohaterów. Były to przede wszystkim tablice wmurowywane w ściany warszawskich kościołów. Było ich nawet nie dziesiątki, a setki. Poparcie warszawskiego Kościoła powodowało, że władze tolerowały te praktyki (choć w innych miastach, np. w Krakowie, je blokowano). Do najważniejszych tablic należy zaliczyć te, które były poświęcone największym postaciom - marszałkom: Piłsudskiemu (w kościele św. Aleksandra - tablica odsłonięta 10 listopada 1978 roku) i Śmigłemu-Rydzowi (w kościele św. Krzyża - tablica odsłonięta w grudniu 1976 roku), czy komendantom głównym AK, generałom: Roweckiemu i Okulickiemu (w kościele św. Jacka - 11 listopada 1978 roku) oraz Komorowskiemu (w kościele św. Stanisława Kostki - odsłonięta 10 grudnia 1969 roku). Aby zdać sobie sprawę ze skali zjawiska, warto podać zbiorcze ilości tablic odsłonięte w niektórych stołecznych świątyniach (dane z 1978 roku): w kościele św. Antoniego - ok. 100 tablic, w kościele św. Marcina - ok. 100 tablic, w kościele św. Krzyża - 11 tablic, w katedrze św. Jana - 6 tablic, w kościele św. Kostki - 6 tablic... Przeprowadzenie tego typu akcji wymagało dobrej organizacji i dysponowania sporymi środkami finansowymi. Są więc one dowodem, że omawiane tu środowisko było liczne i dobrze zorganizowane.
          Inną formą akcji epitafijnej były akcje palenia zniczy na cmentarzach (zwłaszcza 1 sierpnia, 1 września czy 1 listopada). Przykładowo 1 sierpnia 1970 roku 72-letni Pluta-Czachowski wraz z kilkoma rówieśnikami zapalili na grobach zmarłych towarzyszy broni (głownie warszawskich powstańców) ponad tysiąc zniczy. Tego typu akcje silnie oddziaływały na emocje, powodowały, że wielu przypadkowych ludzi spontanicznie przyłączało się do nich i zapalało kolejne lampki, w rezultacie wieczorem na cmentarzach były wspaniałe iluminacje przy grobach bohaterów. Upowszechnił się także zwyczaj odpinania przez uczniów szkolnych tarcz i układania ich obok zapalonych zniczy.
         Akcja bezpośrednia polegała na organizowaniu demonstracji patriotycznych o charakterze niepodległościowym. Dochodziło do nich zwykle w kościołach przy okazji pogrzebów (przykładowo: symboliczny pogrzeb gen. Bora-Komorowskiego 2 września 1966 roku w kościele św. Krzyża czy nabożeństwo w kościele jezuitów po śmierci gen. Sosnkowskiego - 18 października 1969 roku) lub mszy rocznicowych (przykładowo: rocznica śmierci Piłsudskiego, Śmigłego, rocznica aresztowania Grota, 1, 6 i 15 sierpnia, 11 listopada). Tego typu nabożeństwa miały często uroczystą oprawę, służba porządkowa "starszych panów" w biało-czerwonych opaskach pilnowała porządku, w miejscach pamięci w kościele (np. przy symbolicznej trumnie lub przy tablicy) organizowano warty honorowe (przykładowo 11 listopada 1977 roku wśród osób, które trzymały wartę w katedrze byli: Antoni Pajdak, płk Jan Zientarski, płk. Jan Rutkowski, płk Jan Kamiński, płk Bezeg i ppłk Dorembowicz). Dochodziło momentami do bardzo teatralnych scen, np. w czasie mszy za gen. Bora 2 września 1966 roku na dany znak do symbolicznej trumny Komendanta Głównego AK podeszli przebywający w kraju szefowie oddziałów Komendy Głównej: gen. Tatar, płk Sanojca, płk Pluta-Czachowski, ppłk Ludwik Muzyczka...
          Frekwencja na takich demonstracjach była zróżnicowana, jednak w latach 70. miała wyraźna tendencję zwyżkową. W drugiej połowie lat 70. był to już zwykle tłum liczący od tysiąca do 3 tysięcy osób.
          Największą demonstracją patriotyczną zorganizowaną przez to środowisko (wspólnie z młodszym od nich pokoleniem uczestników Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela) była msza w katedrze świętojańskiej 11 listopada 1978 roku (60-lecie odzyskania niepodległości), po której tłum liczący wg różnych szacunków od kilku do 20 tysięcy ludzi przemaszerował ulicami Warszawy i zebrał się na Placu Zwycięstwa przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Tam porywające przemówienie wygłosił uczestnik Powstania Warszawskiego Henryk Ziółkowski (dziennikarz "Stolicy" piszący pod ps. "Jerzy Gren").
          Była to jedna z ostatnich akcji przeprowadzonych przez to środowisko, które jakby symbolicznie przekazało pałeczkę przedstawicielom młodszego pokolenia - kolejnej zmianie w sztafecie pokoleń...

           Polecamy wortal poświęcony w całości historii nurtu niepodległościowego w PRL od 1956 roku

 

Źródła:

. . .