E-Archiwum KPN

Pod prąd

Edmund Dantes

Leszek Moczulski 

Znalazłem dzisiaj trochę czasu, żeby obejrzeć (oczywiście w You Tube, który jest jedynym miejscem, gdzie można bez cenzury obejrzeć filmy dokumentalne dotyczące współczesnej polskiej polityki - taką wolność nam wywalczyli Wałęsa i jego spółka) film Macieja Gawlikowskiego o KPN-ie "Pod Prąd".

Do tej pory o Leszku Moczulskim miałem raczej jednoznaczną opinię: człowiek, który znalazł się na liście Macierewicza, człowiek, który głosował wspólnie z Unią Wolności, komunistami, pawlakowcami i tuskowcami za odwołaniem rządu Olszewskiego, człowiek, o którym nawet w takie sądy, jak sądy III RP orzekły, że był agentem bezpieki - to człowiek stojący po stronie postkomunistycznej.

Jego radykalizm w początkowych lata III RP był trochę podejrzany, a szumne zapowiedzi w kampanii wyborczej 1993 roku, że po zwycięstwie w wyborach nawet SLD będzie miał przez KPN zapewniony parasol ochronny przed oszalałamymi lustratorami spod znaku Macierewicza powodowały, że w moich oczach Moczulski był aktualnie funkcjonującym agentem działającym na szkodę niepodległościowej prawicy.

Dla wyjaśnienia: nie ma dla mnie znaczenia, czy ktoś był agentem SB, Informacji Wojskowej, KGB, Mossadu, czy jakiejkolwiek innej wrogiej Polsce służby. Znaczenie ma tylko to, czy zerwał dawne związki, czy nie. Jak wiadomo - zdecydowana większość byłych agentów tych związków nie zerwała, ich dawna zależność skutkuje dzisiaj antypolską działalnością, wpływaniem na opinię publiczną w kierunku proniemieckim, prorosyjskim, proizraelskim, proplatformianym, antypolskim, antykatolickim i antypisowskim.

Jednak pewne fakty w tym filmie przypomniane (zakładam, że jest tam prawda, sama prawda i tylko prawda) skatalizowały kilka refleksji, które zachwiały moim od wielu lat ukształtowanym poglądem.

Po pierwsze - niekorzystne dla niego zeznania SB-ków przed sądem. Normą jest, że bronią oni swoich agentów, kłamliwie świadcząc, że agentami nie byli - w tym przypadku było inaczej.

Po drugie - Moczulski został od pewnego czasu całkowicie zmarginalizowany politycznie i medialnie. W III RP może to świadczyć tylko pozytywnie o danej osobie.

Te dwa fakty wystarczyły, żebym doszedł do wniosku, że casus Moczulskiego był jakościowo inny niż casus Wałęsy, Jurczyka i wielu innych.

Można sobie wyobrazić, że Moczulski był do pewnego czasu agentem, potem (po 1977 roku) zerwał się ze smyczy (autentycznie, a nie w udawany sposób jak niektórzy inni znaczący politycy) i szczerze i autentycznie walczył z komuną o niepodległość. W latach 1979-1990 przesiedział w więzieniu 6 lat. W zestawieniu z faktem że nie jest dzisiaj pieszczochem mediów - to wiele znaczy.

Wygląda na to, że Leszek Moczulski jest jednym z bardziej niedocenionych bohaterów walki z komuną.

Los obszedł się z nim bezwzględnie.

Chylę przed nim czoło.

Edmund Dantes
Tekst ukazał się w 21 marca 2010 w salonie24

. . . . . .