Internetowe Archiwum KPN - strona glowna
najwazniejsze dokumenty kpn z l. 1979-1993
Leszek Moczulski
inne dokumenty
Historia KPN
procesy polityczne kierownictwa kpn
encyklopedia kpn
czytelnia prasy kpn
wspomnienia dzialaczy  kpn
najwazniejsze publikacje nt. kpn
historia marszow szlakiem I Kompanii Kadrowej w l. 1981-1990
forum bylych dzialaczy kpn
kontakt z administratorem

Leszek Moczulski

Lustracja

 

Oświadczenie Leszka Moczulskiego

Warszawa, 24 kwietnia 2008 r.

 

O ś w i a d c z e n i e


Czuję się w obowiązku przedstawić publicznie mój stosunek do Wyroku Sądu Najwyższego z 18. 04. 2008 w mojej sprawie lustracyjnej.

1.

Sąd Najwyższy oddalił kasację od wyroku Sady Apelacyjnego, ponieważ uznał, że nie doszło do rażącego naruszenia prawa, a tylko to takie naruszenie pozwala na uchylenie wydanego orzeczenia. Pozostałych zarzutów kasacyjnych, w tym kwestii merytorycznych, Sąd Najwyższy nie badał.

Sąd Najwyższy nie uznał za rażące naruszenie prawa następującej sytuacji:

W 1999 r. sędzia Kaniok, wyznaczony na sprawozdawcę w składzie sędziowskim, powołanym dla rozpatrzenia mojej sprawy, wystąpił w roli śledczego-prokuratora, przeprowadzając swoiste postępowanie przygotowawcze, a mianowicie w archiwum MSW wyszukiwał materiały archiwalne, mające świadczyć, że byłem TW. W 2000 r. skład sędziowski został rozwiązany, a do nowego sędzia Kaniok nie został powołany.

W 2002 r. sędzia Kaniok był sprawozdawcą w składzie sądu II instancji, rozpatrującej apelację Rzecznika Interesu Publicznego od wyroku sądu I instancji, uniewinniającego mnie od zarzutu kłamstwa lustracyjnego i stwierdzającego m.in., że w teczkach znajdują się dowody fałszerstw. Sąd II instancji uznał zasadność apelacji i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

W 2005 r. sędzia Kaniok był przewodniczącym składu sędziowskiego oraz sprawozdawcą w Sądzie II instancji, rozpatrującym apelację lustrowanego od wyroku sądu I instancji, uznającej mnie za kłamcę lustracyjnego. Sąd II instancji oddalił apelację.

Jest niewątpliwe, że sędzia Kaniok najpóźniej w 1999 r. podczas wyszukiwania i selekcjonowania materiału dowodowego wyrobił sobie przekonanie, że lustrowany współpracował z SB, ponieważ gromadził materiały, które miały o tym świadczyć. Opinii tej nie zweryfikował podczas rozpatrywania pierwszej apelacji, bowiem jej oddalenie nastąpiło ze względu na uchybienia formalna, a sąd w podkreślił, że wstrzymał się od merytorycznej analizy materiałów dowodowych. Podczas drugiej apelacji sędzia Kaniok zdecydował się na uzupełnienie materiału dowodowego, ale gdy powołani przez niego b. funkcjonariusze SB raczej podważali niż potwierdzali oskarżenie, zrezygnował z przesłuchania ostatnich formalnie wezwanych.

Wytworzył się następujący stan rzeczy: przekonany o winie lustrowanego sędzia Kaniok zbiera materiały dowodowe na uzasadnienie tej tezy przed rozpoczęciem postępowania sądowego, a następnie dwukrotnie wyrokuje w końcowym rozstrzygnięciu sprawy, badanej w trybie dwuinstancyjnym.

Za pierwszym razem sędzia Kaniok broni trafności dokonanego przez niego wyboru materiału dowodowego i nie dopuszcza do uprawomocnienia się wyroku uniewinniającego, a za drugim chroni również prawidłowość orzeczenia, w jakiego wydaniu uczestniczył poprzednio.

Powstaje sytuacja, która może sprawiać wrażenie, że jedna osoba kontroluje od początku, do końca całe postępowanie lustracyjne.

W moim głębokim przekonaniu doszło do rażącego naruszenia prawa. Szczególnym tego dowodem jest fakt, że przewodniczący rozprawie kasacyjnej sędzia Grubba w trakcie ustnego uzasadniania wyroku uznał, że podniesione przez obrońcę zagadnienie braku bezstronności sędziego miało zostać przedstawione, jako problem prawny, poszerzonemu składowi Sądu Najwyższego – a mianowicie w zakresie czy jest to bezwzględna przyczyna wyłączenia sędziego. Wprawdzie kodeks postępowania karnego nie opisuje literalnie takiej wyjątkowej sytuacji – jak wielu innych, do których teoretycznie dojść nie powinno, ale wynika ona z samego ducha przepisu. Zwłaszcza, że w Sądzie Lustracyjnym nie brakowało Sędziów Sądu Apelacyjnego, uprawnionych do orzekania w II instancji.

Dodatkowe znaczenie ma fakt, że niejako głównym biegłym, na którego opiniach opierał się sąd, był płk Z. Otóż biegły ten na przełomie 1991/92 został powołany na dyrektora Archiwum MSW i pomagał zbierać materiały do tzw. listy Macierewicza, a w 1999 r. współpracował z sędzią Kaniokiem przy zbieraniu materiałów wspierających tezę oskarżenia; później przeniósł się do Biura Rzecznika Interesu Publicznego, a obecnie – jak ostatnio doniosła prasa – jest członkiem stworzonej przez A. Macierewicza komisji do spraw weryfikacji funkcjonariuszy WSI. Przynajmniej okresowo biegły Z. pozostawał w zależności służbowej od osób, które formalnie, albo faktycznie występowały wobec mnie w roli oskarżycieli.

Aby uniknąć jakiejkolwiek wątpliwości w przedstawianiu nietypowego przebiegu mojej sprawy, dodatkowo wyjaśniam, że postępowanie lustracyjne, w końcu 1999 r. przebiegające w dość intensywnym tempie, zostało nagle przerwane w początku 2000 r., bezpośrednio po wpłynięciu do sądu ekspertyzy biegłego z Zakładu Kryminalistyki MSW, stwierdzającej, że podpis LMoczulski, znajdujący się pod maszynopisem doniesienia znajdującego się a aktach sprawy, był niewątpliwie sfałszowany. Niewiele później skład sędziowski został rozwiązany, ponieważ występujący w mojej sprawie zastępca Rzecznika Interesu Publicznego oskarżył przewodniczącego składu – sędziego Bareję o kłamstwo lustracyjne. Sędzia Bareja został w dwu kolejnych instancjach uniewinniony, ale szczegóły tej sprawy są nieznane, bo niedługo po tym zmarł.

2.

Sąd Najwyższy wyjaśnił, że nie mógł rozpatrywać następującego argumentu obrony: adwokat podniósł, że gdyby nawet przyjąć, iż lustrowany był TW, to zgromadzony materiał dowodowy dowodzi, że nie skrzywdził nikogo, a w szczególności nie przyniósł jakiejkolwiek szkody strukturom i działaczom opozycyjnym. Otóż, wyjaśnił sąd, ustawa lustracyjna nie przewiduje badania stopnia szkodliwości czynu, co nie pozwala uznać takich argumentów na przesłankę do ewentualnej kasacji wyroku.
W niniejszej sprawie nie chodzi jednak o stopień szkodliwości, lecz o to, czy do jakiejkolwiek szkodliwość doszło. Chodzi również o samo pojecie współpracownika. TW był niejako pomocnikiem funkcjonariusza SB, lojalnie współpracował z nim, dostarczając informacji bądź materiałów, które mogły obciążyć inny osoby czy też ich grupy, względnie tworzone przez nie struktury. Jeśli niczego takiego nie dostarczał, trudno go uznać za współpracownika; mógł najwyżej pozorować współpracę, czyli w istocie szkodzić SB, utrudniać jej pracę.

3.

Sąd Najwyższy uznał, że odrzucenie wniosku kasacyjnego nie prowadzi do przekreślenia drogi życiowej lustrowanego, gdyż w drugim postępowaniu sądy I i II instancji zgodnie stwierdziły, że był on tajnym współpracownikiem SB tylko w latach 1969-77, a poczynając od 1977 wybitnym i zasłużonym przywódcą opozycyjnym, represjonowanym wieloletnim więzieniem.

Sąd wstrzymał się jednak od wyjaśnienia niezrozumiałego faktu, w jaki sposób człowiek, który wiernie służy satelicko-komunistycznemu systemowi, nagle w ciągu niemalże jednego dnia (Sąd Apelacyjny określa, że nastąpiło to 2 kwietnia 1977) staje się wybitnym przywódcą opozycyjnym, cieszącym znacznym autorytetem współtwórcą jej zorganizowanych struktur. Są pozostawił bez wyjaśnienia zagadkę psychologiczną, co mogło być źródłem takiej nagłej przemiany. Jeszcze trudniej przychodzi wyjaśnić, skąd wziął się nagle autorytet lustrowanego, wystarczający, aby stanąć na czele znacznej części opozycji.

Skupiając się na analizie formalnej sprawy, Sąd Najwyższy przeszedł do porządku dziennego nad zgromadzonym w toku postępowania materiałem dowodowym. Ten zaś świadczy, że poczynając od lat pięćdziesiątych lustrowany był wielokrotnie represjonowany za różne poczynania, uznane za wrogie politycznie - w tym usuwany z pracy, trzykrotnie karany zakazem publikacji, a także osadzony w więzieniu i sądzony za przestępstwo polityczne ( 1957-58 ).

W okresie 1969-1977, kiedy miałem być współpracownikiem SB, doszło do następujących, w kontekście niniejszej sprawy bardziej jaskrawych wydarzeń:

- represje: dwie moje książki zostały publicznie potępione i wycofane z księgarń i bibliotek, a trzecią (byłem jej współautorem i redaktorem) wprost z drukarni skierowano na przemiał; wydano całkowity zakaz wydawania moich książek, oraz wszystkich innych publikacji poza tygodnikiem „Stolica” (redakcja tego czasopisma była nieformalnym miejscem zsyłki dla osób wcześniej więzionych z powodów politycznych albo o nie podejrzanych); nakazano całkowite odsuniecie mnie w redakcji „Stolicy” od tematyki historycznej albo innej, mającej znaczenie polityczne; przerwano mój przewód doktorski, który rozpocząłem na UMK pod kierunkiem prof. M. Wojciechowskiego (poprzedni przewód doktorski na UW faktycznie przerwało SB w 1957 r., konfiskując ukończony niemalże całkowicie tekst mojej pierwszej dysertacji doktorskiej, dotyczącej zresztą XVII w.).

- działalność opozycyjna potwierdzono w toku postępowania lustracyjnego: - w listopadzie 1973 r. zorganizowałem w Poznaniu w mieszkaniu p. E. Staniewiczowej pierwsze półjawne spotkanie opozycyjne, w którym uczestniczyło parędziesiąt osób, poświecone konieczności wznowienia czynnych działań na rzecz niepodległości; - w latach 1974-77 kierowałem tajną komórką nurtu niepodległościowego (nn) o kryptonimie Konwent, odpowiedzialną za przygotowanie powołania jawnej niepodległościowej partii politycznej, a także tworzenie struktur wstępnych, bardziej ogólnych programowo;

- we wrześniu 1975 w mieszkaniu R. Szeremietiewa prowadziłem tajną naradę, na której postanowiliśmy przystąpić do bezpośredniego formowania jawnej struktury wstępnej o charakterze ruchu społecznego, zajmującego się obroną praw człowieka; - na przełomie zimy i wiosny 1976 r. w mieszkaniu M. Grzywaczewskiego uczestniczyłem w tajnej naradzie przedstawicieli kilku grup opozycyjnych, na której przyjęliśmy tekst dokumentu pt. „U progu”, inicjującego naszą wspólną działalność, oraz rozpoczęliśmy pracę nad tworzeniem tajnej bazy technicznej dla jawnej działalności opozycyjnej o nazwie Nurt Niepodległościowy (NN); - od przełomu wiosny i lata 1976 byłem członkiem czteroosobowej komórki kierowniczej NN o kryptonimie „Romb”;

- w lipcu 1976 byłem redaktorem i głównym autorem programu minimum, tzw. „Programu 44”, kolportowanego począwszy od 6 sierpnia 1976;

- na przełomie sierpnia i września 1976 r. uczestniczyłem w ustalaniu charakteru i zakresy tematycznego podziemnego pisma „U progu” (zaczęło wychodzić od końca września); - od końca lata 1976 uczestniczyłem w pracach nad formowaniem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela;

- od grudnia 1976 do 25 marca 1977 uczestniczyłem w rozmowach z przedstawicielami środowiska KOR (Kuroń, Lipski, Macierewicz i in.) na temat współpracy względnie wspólnego powołania ROPCiO;

- w lutym 1977 nadałem ostateczny kształt inaugurującemu dokumentowi ROPCiO – „Apelowi” i przygotowałem inne dokumenty, dotyczące struktury i funkcjonowania Ruchu Obrony;

- w lutym albo marcu 1977 przewodniczyłem I zjazdowi NN na strychu klasztoru Jezuitów, na którym m. in. przyjęta została Deklaracja Ideowa NN, przygotowywana przeze mnie w konsultacji z dr Józefem Rybickim; - 25 marca, po załamaniu się rozmów z KOR, uczestniczyłem w podjęciu decyzji o natychmiastowym ogłoszeniu powstania ROPCiO;

- 26 marca uczestniczyłem w ostatnich rozmowach politycznych, m. in. z J. Kuroniem, a następnie w mieszkaniu A. Pajdaka prowadziłem jawną konferencję prasową, na której ogłosiłem powstanie ROPCiO;

- w dniach 27 marca – 1 kwietnia 1977 uczestniczyłem w licznych pracach organizacyjnych (m. in. rozpocząłem formowania krajowej struktury jawnych tzw. biur ROPCiO, wyjeżdżając w tym czasie do Łodzi i Lublina), programowych i wydawniczych (rozpocząłem pracę nad wydawaniem „Opinii” - jawnego pisma poza cenzurą).

Praktycznie wszystkie z wyliczonych działań, a także liczne inne, w których uczestniczyłem, mogły być łatwo sparaliżowane przez SB, gdyby została wcześniej o takiej inicjatywie powiadomiona. Nic takiego jednak nie nastąpiło, o niektórych z nich SB nie dowiedziała się nigdy, o pozostałych ze znacznym opóźnieniem i nie ode mnie – czego w pełni dowodzą materiały zgromadzane w przedmiotowej sprawie Nawet relację o przebiegu jawnej konferencji prasowej SB zaczerpnęło z nasłuchu „Wolnej Europy”!

Odrębną sprawą jest szeroki i aktualny zakres mojej wiedzy dotyczącej działań opozycyjnych, w których fizycznie nie uczestniczyłem, albo podejmowanych przez inne środowiska i ugrupowania opozycyjne; w teczkach TW „Lech” brak najmniejszej wzmianki, aby TW „Lech” informował o tym SB.

4.

Postępowanie lustracyjne w mojej sprawie (tak zresztą jak we wszystkich innych) zostało wszczęte przez sąd na wniosek oskarżyciela publicznego, a mianowicie rzecznika interesu publicznego, który nie przeprowadził jednak postępowania przygotowawczego w trybie przewidzianym przez kpk ani nie sporządził aktu oskarżenia z uzasadnieniem. Było to przyczyną, że swoiste – i dalece niepełne postępowanie przygotowawcze przeprowadził sędzia sprawozdawca z oczywistym naruszeniem kontradyktoryjności postępowania wynikającej z kpk. O wiele ważniejszym jest, że lustrowany już na wstępie znalazł się w upośledzonej procesowo sytuacji: nie mógł w śledztwie przedstawić i uzasadnić swojego stanowiska ani wskazać na wspierające je dowody; nie znał akt śledztwa, a brak aktu oskarżenia powodował, że nie znał ani przywołanych dowodów, ani argumentacji oskarżenia. Stan nierównowagi stron występował również w toku procesu sądowego; oskarżyciel publiczny (RIP) po raz pierwszy zabrał głos w wystąpieniu końcowym. Gdy na wstępie drugiego postępowania podniosłem tę kwestie, Przewodnicząca sędzia Majkowska uznała stan taki za prawidłowy, bo zgodny z ustawą lustracyjną. W efekcie po raz pierwszy pisemne uzasadnienie słuszności postawionego mi zarzutu uzyskałem dopiero w skazującym wyroku sądowym, w piątym roku postępowania!
Z konstrukcji ustawy lustracyjnej wynika, że koroną dowodów są materiały wytworzone przez SB. Ex definitione mają być one w pełni wiarygodne i mają charakter decydujący. W praktyce takim uprzywilejowanym dowodem są również zeznania świadków – funkcjonariuszy SB. Ich świadectwo jest ważniejsze od ekspertyz biegłych, a tym bardziej innych świadków. Obowiązuje domniemanie winy lustrowanego. W tej sytuacji obrona musi przeprowadzić dowód niewinności oskarżonego. Jest to tym trudniejsze, że w przeciwieństwie do oskarżyciela publicznego, lustrowany nie ma dostępu do podstawowej bazy danych, jaką stanowią dotyczące jego osoby materiały SB. Może wnioskować o ich dołączenie do akt sprawy, ale czyni to niejako na ślepo, bo nie wie, jakie istniały, czy zachowały się i co zawierają; znaczna część takich wniosków jest zresztą oddalana.

Uznanie teczek SB za dowód kluczowy imputuje jednak oczywisty wniosek, że zarzut ich sfałszowania powinien być rozpatrywany z równą powagą, całościowo i szczególnie uważnie. Znaczenie mają nie tylko poszczególne zarzuty, odnoszące się do konkretnych faktów, lecz sam fakt występowania licznych dowodów względnie fałszerstw wysokiego stopnia uprawdopodobnienia, że do nich doszło. Sądu lustracyjne obu instancji potraktowały ten problem marginalnie, odnosząc się jedynie do niektórych szczegółowych elementów, przy hołdowaniu generalnemu przekonaniu, że dokumenty wytwarzane przez SB są wiarygodne. Przewodnicząca sądu I instancji, sędzia Majkowska, przerywała zeznania świadków, przedstawiających opozycyjną aktywność lustrowanego w okresie 1969-77, która nie znalazła najmniejszego odbicia w teczkach „Lech” - stwierdzając, że sąd nie zajmuje się historią, a jedynie ustala, czy doszło do kłamstwa lustracyjnego.

Sąd Najwyższy wstrzymał się od zbadania podniesionego zarzutu, że orzeczenia Sądu Apelacyjnego w obu instancjach było obciążone błędami natury faktycznej i logicznej, gdyż wstrzymano się od całościowego zbadania kwestii prawdziwości fałszerstwa teczek.

Upośledzone położenie lustrowanego wobec oskarżyciela, zastąpienie zasady domniemania niewinności oskarżonego przez zasadę domniemania prawdziwości wszystkich materiałów wytworzonych przez SB powoduje z jednej strony faktyczną niemożność skutecznej obrony lustrowanego, a z drugiej stwarza możliwość uniewinnienia rzeczywistych TW, jeśli SB zniszczyła ich teczki, a prowadzący funkcjonariusze zeznają na korzyść swojego dawnego współpracownika. Podważa to zasadniczo cel przyświecający ustawie lustracyjnej: ujawnienia rzeczywistej współpracy z SB osób, które po 1989 r. prowadziły bądź prowadzą działalność publiczna. Trudno ustrzec się od wrażenia, że faktyczny cel był inny, a lustracja służyć ma potrzebom polityki.

5.

Zwróciłem się z wnioskiem o autolustrację do sądu w pełnym przekonaniu, że jako człowiek niewinny zasługuję na pełne i wnikliwe, zgodne z przepisami i kanonami prawa rozpatrzenie postawionego mi zarzutu. Dzisiaj, po dziewięciu latach, z żalem stwierdzam, że w licznych i rozmaitych przyczyn sądy nie udźwignęły ciężaru tej – wydawałoby się – prostej sprawy. Zwalnia mnie to z dobrowolnie przyjętego obowiązku prowadzenia mojej sprawy w trybie lustracyjnym i pozwala na rozważenie innych kroków w obronie mojego dobrego imienia. Ogromną goryczą napełnia mnie fakt, że, w Ojczyźnie, o której niepodległość, demokrację i praworządność walczyłem całe życie, panowie Kiszczak i Jaruzelski są ludźmi honoru ja zaś pozostaję kłamcą lustracyjnym. Niemniejszą goryczą napełnia mnie fakt, że polskie sądy uznając mnie za kłamcę lustracyjnego, wstrzymały się od równie szerokiej i drobiazgowej analizy, obejmującej nie tylko bezpośrednie materiały zgromadzone przez SB, ale także obiektywne i subiektywne okoliczności ich powstania oraz złożenia oświadczenia lustracyjnego – tak, jak to było chociażby nastąpiło w przypadku rozpatrywania przez Sąd Najwyższy sprawy lustracyjnej Józefa Oleksego.

 

Leszek Moczulski

Z ą ł ą c z n i k i :
Kopie dokumentów z akt sprawy.
[Sprawa lustracyjna L. Moczulskiego składała się z dwu procesów, każdy badany w dwu instancjach:
* Sąd Apelacyjny wydz. V Lustracyjny - Sygn. 1/99,
przewodniczący sędzia Bareja, sprawozdawca sędzia Kaniok, skład sędziowski rozwiązany (przewodniczący oskarżony o kłamstwo lustracyjne, uniewinniony, zmarł); przewodniczący sędzia Rysiński - wyrok uniewinniający, w 2001 r., uchylony w II instancji z powodów formalnych, bez badania meritum sprawy (sprawozdawca – sędzia Kaniok);
* Sąd Apelacyjny wydz. V Lustracyjny - Sygn. 20/02, przewodnicząca sędzia Majkowska - wyrok skazujący w 2005,
potwierdzony w II instancji (przewodniczący i sprawozdawca – sędzia Kaniok)
Sąd Najwyższy: Sygn. II KK 171/07 przewodniczący sędzia Grubba, oddalenie kasacji.
Poniższe dokumenty pochodzą z akt postępowania sygn. 20/02 i 171/07].
1. Tezy wystąpienia końcowego L. Moczulskiego z marca 2005 r.
2. Odwołanie (apelacja) z lipca 2005 r.
3. Tezy wystąpienia końcowego L. Moczulskiego z września 2006 r.
4. Kasacja z lutego 2007 r.
5. Pismo procesowe do Sądu Najwyższego z października 2007 r.