13 punkt 7 posiedzenia Sejmu I kadencji: Pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy o Restytucji Niepodległości (druk nr 15)
					
					
Poseł Leszek Moczulski:
					         Panie 
					Marszałku! Wysoka Izbo! Niepodległość rzeczywiście nie musi 
					czekać [Nawiązanie do wypowiedzi posła Stefana 
					Niesiołowskiego z ZChN, który sprzeciwił się przełożeniu tej 
					dyskusji na kolejny dzień (mówiąc, że "Niepodległość nie 
					może czekać", co wywołało wesołość na sali), tak, aby mogła 
					ona być transmitowana przez telewizję. Posłom koalicji 
					rządzącej wówczas zależało, aby przebieg dyskusji i 
					głosowania w tej sprawie, nie został zauważony]. Szkoda, że 
					czekaliśmy na nią tak długo. To nie jest akurat uwaga pod 
					adresem pana posła Niesiołowskiego, który 20 lat temu idąc 
					do więzienia pokazał, że zależy mu na szybkiej 
					niepodległości. Są jednak ludzie, którzy zamykali do 
					więzień, żeby tej niepodległości nie było, także pana posła 
					Niesiołowskiego, i są dzisiaj ludzie, którzy chcieliby 
					takiej wygodnej niepodległości, kiedy nie ma różnicy na 
					przykład między Prywiślańskim Krajem, Wielkim Sojuzem, 
					Wspólnotą Suwerennych Narodów i Rzecząpospolitą Polską.
          Przechodzę do rzeczy. 
					Proszę Wysokiej Izby, złożony przez nas projekt ustawy jest 
					projektem bardzo kontrowersyjnym. Jest projektem 
					wzbudzającym daleko posunięte emocje. Jest też projektem 
					wzbudzającym najwyraźniej daleko posunięte obawy, nieraz 
					obawy tak dalece posunięte, że ktoś obawia się, że tego 
					rodzaju ustawa mogłaby zagrozić trwałości jego związku 
					małżeńskiego. Bo również takie obawy niektóre osoby w 
					środkach masowego przekazu ujawniały.
         Jest to ustawa kontrowersyjna 
					przede wszystkim dlatego, że jest to projekt bardzo 
					nietypowy. Coś, co może zdarzyć się w niektórych tylko 
					krajach i coś, co zdarza się niesłychanie rzadko. Gdybyśmy 
					zastanawiali się, kiedy poprzedni raz Sejm Polski rozważał 
					podobną ustawę, to możemy powołać się tylko na jeden 
					precedens, a mianowicie na decyzję Sejmu Królestwa Polskiego 
					ze stycznia 1831 r. o detronizacji Romanowych. To wówczas 
					doszło do takiej sytuacji, kiedy jakby nie zmieniając 
					rzeczywistości państwowej, nie zmieniając instytucji, nie 
					zmieniając nie tylko urzędów, ale nawet i urzędników - 
					całkowicie radykalnie zmieniono państwo. I my dzisiaj 
					jesteśmy w podobnej sytuacji, ja w każdym razie pracując nad 
					projektem tej ustawy założyłem, że znajdziemy się w podobnej 
					sytuacji. Mieliśmy wprawdzie nadzieję, że zgodnie z tym 
					spóźnionym apelem posła Niesiołowskiego, ta ustawa zostanie 
					rozpatrzona na samym początku pracy Sejmu, a nie po dwóch 
					miesiącach jego funkcjonowania, że Sejm będzie się bardziej 
					spieszył, ale planując tak - zakładaliśmy, że będzie to taka 
					ustawa, która z dnia na dzień nie burząc niczego, nie burząc 
					niczego, pozwoli nam przejść do zupełnie innej jakości 
					politycznej, prawnej i moralnej, tak jak decyzja sejmowa o 
					detronizacji Romanowych dziś tę nową jakość stworzyła.
        III Rzeczpospolita rodzi się 
					przecież, może jeszcze długo będzie się rodzić, w zupełnie 
					innych warunkach niż II Rzeczpospolita. II Rzeczpospolita 
					powstała w następstwie gwałtownego przewrotu. Gdy w 
					listopadzie 1918 r. zapadła podstawowa decyzja o zwołaniu 
					Sejmu, wtedy jeszcze mówiono: Państwa Polskiego, nazwa 
					Rzeczypospolitej pojawia się trochę później, gdy zapadała ta 
					decyzja - nikt się przecież nie powoływał na wcześniej 
					obowiązujące na ziemiach polskich ustalenia prawne, ani na 
					Statut Organiczny, ani na Akt Wielkiego Księstwa 
					Poznańskiego nadany po Kongresie Wiedeńskim, ani na decyzje 
					dotyczące Galicji. Była to zmiana o charakterze 
					rewolucyjnym. Wprawdzie w ówczesnej listopadowej decyzji 
					przyjmowano także pewną zastaną rzeczywistość, tak na 
					przykład z góry założono, że część posłów przyszłego Sejmu - 
					a mianowicie tych posłów, którzy mieli reprezentować 
					wschodnią Galicję - to będą posłowie wybrani do zaborczego 
					przecież parlamentu austriackiego, a więc jakby sięgano też 
					do rozstrzygnięć wcześniejszych, ale równocześnie tworzono, 
					rewolucyjnie tworzono, zupełnie nowy stan.
          Proszę państwa, my też 
					mogliśmy robić naszą rewolucję przez krew i zniszczenia.
					Zamiast tego robiliśmy - że nieskromnie zacytuję sam siebie 
					i tytuł mojej broszureczki sprzed lat kilkunastu - 
					˝rewolucję bez rewolucji˝, kiedy w sposób płynny z jednej 
					rzeczywistości prawnej i politycznej przejdziemy do drugiej 
					rzeczywistości - nie burząc i nie niszcząc. Czy inne tego 
					rodzaju rozwiązania są znane, chociażby w XX wieku? 
        Są znane. Przypomnijmy ustawę 
					francuskiej Izby Deputowanych, bo formalnie obowiązywała 
					jeszcze Konstytucja III Republiki, ustawę francuskiej Izby 
					Deputowanych, która się odniosła do całej spuścizny Vichy, 
					do całej spuścizny l'État Francais, satelickiego państwa 
					francuskiego funkcjonującego w ramach niemieckiego, 
					hitlerowskiego systemu. Francuzi podeszli do tego w sposób 
					poważny, stwierdzając m.in., że w tych kilku latach 
					1940-1944 trwało przecież życie społeczne, przekształcał się 
					system prawny i trzeba się do tego ustosunkować.
          Można było ustosunkować 
					się do potępionej przeszłości tak, jak kiedyś to robił 
					Konwent, ale można było ustosunkować się tak, jak później 
					zrobiła to Izba Deputowanych po wyzwoleniu Francji w 
					końcowym okresie II wojny światowej. 
        Otóż naszym pragnieniem jest 
					doprowadzenie do ustawowego stwierdzenia, że przechodzimy od 
					jednej rzeczywistości politycznej, prawnej i moralnej do 
					innej rzeczywistości. Czy jest taka potrzeba? Oczywiście 
					można negować taką potrzebę, na lewicy czy na prawicy, można 
					negować taką potrzebę, ale - jak myślę - nie wszyscy chyba 
					na prawicy i na lewicy ją negują. Bardzo przecież niedawno 
					jeden z posłów tej Izby, na pewno nie mający nic wspólnego z 
					Konfederacją Polski Niepodległej, spytał, i słusznie, na 
					jakiej zasadzie w jego legitymacji wpisane zostało 
					stwierdzenie, że jest posłem pierwszej kadencji? Od czego ta 
					numeracja zależy? Gdy Sejm działa na mocy tego samego, co 
					poprzedni, aktu prawnego? W ramach tego samego systemu 
					prawnego? Dlaczego mówimy, dlaczego uzurpujemy sobie 
					stwierdzenie, że jesteśmy sądem pierwszej kadencji (Głos z 
					sali: Sejmem) - przepraszam bardzo, to wieloletnie 
					przyzwyczajenie sądowe ze strony oskarżonego, a nie sędziego 
					- że jesteśmy Sejmem pierwszej kadencji? To jakaś jakby 
					uzurpacja. Oczywiście nie jest to uzurpacja, ponieważ jest 
					to parlament po raz pierwszy od 1938 roku wybrany w wolnych 
					wyborach. Jesteśmy Sejmem pierwszej kadencji, ponieważ taka 
					jest wola suwerennego narodu, rozumianego oczywiście jako 
					ogół równoprawnych obywateli. Taka jest wola narodu i my z 
					woli narodu jesteśmy Sejmem pierwszej kadencji, ale powinno 
					znaleźć to wyraz formalny.
          Tutaj od razu pojawiają 
					się dwa pytania. Pierwsze pytanie jest takie: to może 
					wystarczy deklaracja? To może wystarczy stwierdzenie, że oto 
					mamy niepodległą III Rzeczpospolitą, bo jesteśmy 
					rzeczywistymi reprezentantami narodu, bo ten Sejm pochodzi z 
					wyborów wolnych i nieskrępowanych, takich na jakie Polska 
					czekała lat kilkadziesiąt. Może taka deklaracja wystarczy?
          Sejm działa od 25 
					listopada, a nikt nie palił się do takiej deklaracji. 
					Szkoda, ale nikt się nie palił, może dlatego, że od 25 
					listopada projekt naszej ustawy już był złożony, może 
					państwo uważaliście, że to sprawę załatwia? Jeżeli tak, to 
					myślicie podobnie, jak my, w Klubie Parlamentarnym 
					Konfederacji Polski Niepodległej.
           Ale powiedzmy sobie 
					szczerze: czy taka deklaracja wystarcza? Czy mamy uważać, że 
					same deklaracje mają tworzyć życie, mają budować 
					rzeczywistość? Były już deklaracje, i to deklaracje 
					praktycznie bez pokrycia. Nazwę Rzeczpospolita Polska 
					przywrócono przecież chyba od 1 stycznia 1990. Po raz drugi 
					po 1945 r. w sposób uzurpatorski posłużono się nazwą, która 
					może być tylko nazwą niepodległego państwa polskiego - 
					takiego państwa polskiego, które jest rezultatem woli 
					Polaków, a nie na przykład następstwem stalinowskiej 
					konstytucji z 1952 roku.
           Już raz mieliśmy 
					taką uzurpację, kiedy Rzeczpospolitą, rzekomą Rzeczpospolitą 
					Polską instalowały tutaj sowieckie bagnety. To jest taka 
					sama uzurpacja, jak ta uzurpacja, gdy car Mikołaj I jako 
					król polski sierżantom rosyjskim walczącym na Kaukazie 
					garściami rozdawał Virtuti Militari. Możemy oczywiście 
					zrobić kolejną deklarację, ale czy deklaracja zmienia 
					rzeczywistość? I czy po prostu chcemy budować przyszłą 
					Polskę na deklarowanych słowach? Otóż wydaje się, że sama 
					deklaracja nie wystarcza, ale przecież, proszę państwa, 
					jeżeli tutaj nastąpić ma zmiana rzeczywistości prawnej, 
					politycznej i moralnej, musi to pozostawać w jakimś stosunku 
					do zastanych realiów.
           W preambule do 
					proponowanej przez nas ustawy stwierdzamy, że mamy do 
					czynienia obecnie z dwoma jakby odrębnymi stanami czy bytami 
					państwowymi. Jednym z tych stanów jest Rzeczpospolita 
					Polska, pewien byt prawny, polityczny i moralny, ten byt, 
					który przecież nie przestał istnieć ani 1 września 1939 r., 
					ani 17 września 1939 r., ani 22 lipca 1944 r., ani pod żadną 
					inną datą. Ten byt prawny istniał przez lat kilkadziesiąt, a 
					jego spuściznę prawną reprezentanci II Rzeczypospolitej tu w 
					Warszawie, na Zamku Królewskim, 22 grudnia 1990 roku 
					przekazali prezydentowi III Rzeczypospolitej, wybranemu w 
					powszechnych i nieskrępowanych wyborach. Można by było 
					powiedzieć niesłychanie prosto, tak jak nam może niektórzy 
					chcieliby wmówić, że skoro II Rzeczpospolita do końca była 
					legalna, a więc kontynuujmy ją po prostu - i udawajmy, że w 
					Polsce między rokiem 1939 a 22 grudnia 1990 r. nic nie 
					nastąpiło.
        Otóż w Polsce przez te kilkadziesiąt 
					lat coś nastąpiło. Działało, żyło tutaj, pracowało, 
					budowało, tworzyło jakieś struktury polityczne parędziesiąt 
					milionów Polaków. I nie możemy się od tej części naszej 
					historii i od tej części naszego narodowego wysiłku odciąć.
            Możemy 
					stwierdzić, że geneza PRL jest nieprawna, że było to 
					państwo, które nawet nie zadbało o to, żeby się 
					zalegalizować. Państwa legalizują się tylko w jeden sposób, 
					przez wolę obywateli. Począwszy od roku 1944 tamto państwo 
					ani razu nie skorzystało, aby zalegalizować się w sposób 
					wyraźny i nie budzący wątpliwości, nie manipulacyjny. Do 
					końca nie chciało być legalne. (Oklaski) 
           Ale istniało. I nie 
					będąc legalne, będąc wyrazem obcych interesów, narzędziem 
					zniewolenia obywateli - równocześnie było państwem, które 
					miało polski charakter. Zeznając, składając wyjaśnienia 
					przed PRL-owskim sądem, lat temu wiele, odwołałem się do 
					orła tam wiszącego i powiedziałem: to jest nasze godło. 
					Panowie - powiedziałem - zabraliście mu symbol suwerenności 
					- koronę, ale to jest nasze godło. I w PRL, czy nie w PRL, 
					my tego naszego godła hańbić nie pozwolimy. Bez względu na 
					to, czy nam się podobała geneza PRL, bez względu na to, czy 
					nam się podobała praktyka PRL, bez względu na to, czy 
					widzieliśmy w tym tylko jakiś uporządkowany system na 
					ziemiach polskich, czy cokolwiek innego, to to było na pewno 
					państwo polskie. Tak samo jak państwem polskim było 
					Królestwo Polskie, tzw. Kongresowe, przed tą styczniową 
					decyzją 1831 r. Tak samo jak państwem polskim było Księstwo 
					Warszawskie, któremu 22 lipca 1807 r. obcy monarcha 
					podyktował konstytucję. Były to państwa polskie, jakkolwiek 
					nie były to państwa suwerenne. A możemy zastanawiać się, czy 
					z naszego polskiego punktu widzenia były to państwa legalne.
          Otóż jeśli stwierdzamy, 
					że chociaż naszym zdaniem Polska Rzeczpospolita Ludowa nie 
					była legalnym państwem polskim, to stworzyła tutaj pewien 
					stan rzeczywisty. I my dzisiaj musimy pamiętać, że jesteśmy 
					dziedzicami zarówno tego bytu, zwanego II Rzecząpospolitą, 
					który był bytem legalnym, jak też tego bytu, zwanego PRL, 
					który wprawdzie bytem legalnym nie był, ale był bytem 
					rzeczywistym.
           Jeżeli sięgamy do 
					takiej podwójnej genezy naszej rzeczywistości, to wynika z 
					tego, że może powstać cały szereg sprzeczności. I te 
					sprzeczności muszą zostać rozwiązane. Zwłaszcza sprzeczności 
					wynikające z połączenia dwu różnych bytów prawnych.
					
					Wicemarszałek Andrzej Kern:
Panie pośle, bardzo przepraszam, proszę zbliżać się do konkluzji, już dawno minęło 20 minut.
					
					Poseł Leszek Moczulski:
Zbliżam się. Ale jeżeli pan marszałek pozwoli - aby móc to mówić przed Wysoką Izbą, czekałem parę dziesiątków lat - może jeszcze parę minut. (Oklaski)
					
					Wicemarszałek Andrzej Kern:
Wszyscy na tej sali mamy różną przeszłość i regulamin nas wszystkich obowiązuje.
					
					
Poseł Leszek Moczulski:
Jeśli można prosić o dodatkowy czas w takim przeliczniku - minuta za rok więzienia.
					
					
Wicemarszałek Andrzej Kern:
Proszę bardzo. (Poruszenie na sali)
					
					
Poseł Leszek Moczulski:
					         Otóż nasz 
					projekt przewiduje system, przewiduje pewną metodę. Metodę, 
					przy pomocy której można będzie odnieść się do spuścizny 
					prawnej PRL. Wiem, jak bardzo jest to niedoskonała 
					spuścizna, ale nie można jej przecież przekreślić, jeśli nie 
					z innych względów, to chociażby ze zwykłych względów 
					pragmatycznych. Wiem doskonale, że na te 9 czy 10 tys. ustaw 
					obowiązujących w naszym kraju jest ok. 2 tys. ustaw, które 
					są niepotrzebne, a może szkodliwe, a może nawet hańbiące, 
					jak ta ustawa z 1954 r. stwierdzająca, że gdyby się spotkał 
					sztandar polski i radziecki, to sztandar polski musi oddać 
					tamtemu pokłon i w pochodzie iść na drugim miejscu. Ta 
					ustawa do dzisiaj obowiązuje.
          Otóż jest około 2 tys. 
					takich ustaw. Podczas X kadencji Sejmu PRL ok. 200 z tych 
					ustaw zmieniono bądź pozbawiono ważności. Mamy jeszcze 2 
					tys. Proponujemy zastosowanie tutaj pewnej szczególnej, 
					uproszczonej procedury. Ale oczywiście decyzja będzie 
					należała do Sejmu. To jest pierwsza kwestia.
          Druga kwestia jest taka, 
					że w warunkach państwa nielegalnego, w warunkach 
					instrumentalnego naginania prawa, w warunkach 
					wykorzystywania i państwa, i prawa przeciwko interesowi 
					Polski i przeciwko interesowi Polaków, doszło do całego 
					szeregu zaszłości, które należy rozwiązać. I tutaj też 
					wskazujemy na taką konieczność.
         Wreszcie przypominamy, że na 
					przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat dokonywane były 
					przestępstwa, przestępstwa przeciwko Polsce i przeciwko 
					Polakom, zaś sprawcy tych przestępstw zapewniali sobie 
					bezkarność. Dzisiaj lata, w których rządzili, lata, w 
					których łamali prawo, chcą zaliczyć do biegu przedawnienia. 
					I tutaj proponujemy pewną ogólną zasadę, która następnie 
					musi oczywiście znaleźć ustawowe rozwiązanie prawne.
         I ostatnia z tych 
					najważniejszych kwestii. Jeśli mówimy o konieczności 
					rozliczeń przeszłości, a coraz więcej ugrupowań w tej sali o 
					tym mówi, jeśli prawdą jest to, co piszą gazety, to nawet 
					przedstawiciele klubu lewicy demokratycznej po rozmowach u 
					pana premiera Bieleckiego zgodzili się, że jakiś taki proces 
					musi być dokonany - jeśli prawdę piszą gazety, panie pośle 
					Kwaśniewski, ja się zastrzegam - otóż w tych warunkach my po 
					prostu uważamy, że jeśli dojdzie do tych rozliczeń, to 
					trzeba z góry zapewnić, przyjąć pewne zasadnicze, 
					fundamentalne ustalenia. Przede wszystkim takie ustalenia, 
					że nikt nie może być ścigany za przekonania, że nikt nie 
					może być ścigany za przynależność, że nikt nie może być 
					ścigany w ramach odpowiedzialności zbiorowej i że każdemu - 
					jeśli zasługuje na postawienie w stan oskarżenia - należy 
					się sprawiedliwy sąd. A jeżeli są to przestępstwa 
					największe, to należy mu się taki sąd, jaki już 
					ustawodawstwo II Rzeczypospolitej przewidziało w obliczu 
					wojny, a mianowicie Naczelny Trybunał Narodowy.
         Wbrew sugestiom proponowany 
					przez nas akt prawny nie jest aktem, który decyduje o 
					szczegółach; decyduje o procedurach, decyduje o konkretnych 
					decyzjach. Nasz akt stwierdza tylko, że w oparciu o 
					przedstawione w nim zasady - inne, szczegółowe ustawy 
					powinny rozstrzygnąć konkretne problemy. A więc ten akt jest 
					jakby ustawowym zobowiązaniem Sejmu, że nareszcie ujrzy 
					światło dzienne ta szykowana od nie wiem jak dawna ustawa 
					dotycząca przedawnienia, ustawowym zobowiązaniem, że 
					przeszłość zostanie rozliczona, ustawowym zobowiązaniem, że 
					spuścizna prawna zostanie zweryfikowana, i ustawowym 
					zobowiązaniem, że zarówno państwo rzeczywiste, jak państwo 
					legalne traktujemy jako fundament tego, co chcemy zbudować 
					jutro.
          Nie jest to dokument, 
					który ma dzielić. Nie jest to dokument, który ma wyłączać 
					kogokolwiek. Jest to ustawa, która chce zbudować nową 
					Polskę, mimo różnych naszych, ale przecież wspólnych, 
					przeszłości. Bo wspólnie byliśmy na tej ziemi. I nie jest to 
					dokument wymierzony przeciwko komukolwiek.
           Konfederacja Polski 
					Niepodległej proponowała, gdy ten dokument składaliśmy, żeby 
					rozpatrzyć go w jednym czytaniu i żeby go rozpatrzyć z 
					aktem, który będzie dotyczył organizacji władz najwyższych, 
					czyli ˝małą konstytucją˝. Wszyscy wiemy, że został zgłoszony 
					inny projekt ˝małej konstytucji˝. W związku z tym już nie 
					zgłosiliśmy własnego, przygotowanego projektu. Wszyscy 
					wiemy, jakie były późniejsze koleje tego zgłoszonego 
					dokumentu, ale to też spowodowało pewną zmianę sytuacji. 
					Dzisiaj ten akt, który przewiduje, że razem z nim powinien 
					być rozpatrywany właśnie akt dalszy, czyli ˝mała 
					konstytucja˝, staje się jakby niekompletny. Stał się nie 
					dlatego niekompletny, że nie mamy drugiej części. Po prostu 
					przyjęliśmy, że to co złożył prezydent, stanowić będzie 
					drugą część. To oczywiście nie wpływa na meritum, ale wpływa 
					na formę, w jakiej ten akt może zostać rozpatrywany.
           Ja proponuję, żeby 
					ten akt i inne akty o charakterze konstytucyjnym potraktować 
					łącznie. Mam na myśli zwłaszcza projekt ustawy złożony przez 
					Klub Parlamentarny Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, 
					projekt ustawy, który formalnie dotyczy powołania Komisji 
					Konstytucyjnej, ale de facto jest czymś w rodzaju ˝małej 
					konstytucji˝, ponieważ likwiduje konstytucję 1952 roku i na 
					jej miejsce wprowadza tymczasowe przepisy konstytucyjne. 
					Otóż ja proponuję, żeby ten akt i tamten akt, i może jeszcze 
					jakieś inne, może ten akt, który, jak premier zapowiedział, 
					zostanie niedługo przesłany do Sejmu, a dotyczący właśnie 
					˝małej konstytucji˝, aby one wszystkie razem zostały w tej 
					samej komisji rozpatrzone.
           Będzie wtedy czas 
					na wyjaśnienie szczegółów i zbadanie niejasności prawnych, 
					będzie wtedy może czas na to, żebyśmy zaczęli mówić tym 
					samym językiem, także prawniczym. Być może jest to sposób, 
					żeby z czegoś, co dziś jeszcze jest własnością tylko 
					Konfederacji Polski Niepodległej, co jest efektem naszej 
					kilkunastoletniej pracy, kilkunastoletniej walki, aby ten 
					dzisiaj nasz, Konfederacji Polski Niepodległej, projekt 
					jutro mógł być wspólnym aktem. Abyśmy później mogli głosować 
					nie nad prawniczymi niuansami, ale nad tym, co się tak długo 
					opóźniało, żebyśmy wreszcie w tej sali dowiedzieli się, kto 
					jest przeciwko niepodległości z otwartą przyłbicą, a kto 
					jest przeciwko niepodległości w taki sposób, żeby jego 
					tchórzostwu stało się zadość. (Długotrwałe oklaski)
					
					Stenogram z całego posiedzenia.
					















