E-Archiwum KPN

Wspomnienia konfederatów

Obszar pierwszy, Warszawa

Jerzy Woźniak

 

          Pochodzę z Ursusa. Z opozycją związałem się przez rodziców - mama i ojciec byli działaczami "Solidarności". Ojciec za strajk w Ursusie w grudniu 1981 roku otrzymał wyrok dwóch lat więzienia. Oboje byli działaczami tajnych struktur "Solidarności".
          Tak się złożyło, że gdzieś około roku 1984 roku w mieszkaniu Ireneusza Barskiego, który był działaczem "Solidarności" z Ursusa (internowanym w stanie wojennym),

 

rodzice poznali Andrzeja Szomańskiego. 

 

          Szomański przedstawił się, że jest działaczem Konfederacji Polski Niepodległej. Mama powiedziała, że syn bardzo chciałby działać. Tak, pod koniec 1984 roku, trafiłem do mieszkania Szomańskiego na ulicy Tamka. Byłem wtedy bardzo młodym człowiekiem, miałem 15 lat. Szomański powiedział mi, że przynależność do KPN-u w tym wieku jest może nie tyle niemożliwa, co niewskazana. Ale udostępnił mi swoje zbiory i książki historyczne. Dostałem różne gazetki (m. in była to "Droga") i książki bezdebitowe. Skończyło się na uzgodnieniu, że jak dalej będę miał chęć, to utworzę własną organizację młodzieżową na poziomie szkół średnich. 
          W 1984 roku zdałem egzamin do Liceum Księgarskiego w Warszawie. Poznałem wielu rówieśników, którzy też wyrazili chęć działania. Wiosną 1985 roku zgłosiłem panu Andrzejowi, że chcielibyśmy w jakiś sposób włączyć się w działalność. Pan Andrzej odpowiedział, że uzgodni to z przewodniczącym KPN-u Leszkiem Moczulskim. W wyniku tych ustaleń umówiliśmy się w mieszkaniu moich rodziców przy ulicy Koeniga w Ursusie, że przyjadą do nas obaj do domu, a ja przyprowadzę kolegów i wtedy będzie możliwość porozmawiania. Było ok. godziny 18.00 a oni nie pojawiali się. Mama włączyła dziennik telewizyjny i okazało się, że właśnie na ulicy Chmielnej zlikwidowano "nielegalne zebranie" z udziałem Moczulskiego. W ten sposób pierwszy kontakt nie doszedł do skutku.
          Po aresztowaniu Szomańskiego skontaktowałem się z jego żoną Barbarą i ona skierowała mnie do młodego człowieka (a dla mnie wtedy już dorosłego - był ode mnie dziesięć lat starszy), który miał kierować podziemnymi strukturami warszawskiego KPN-u. Nazywał się 

 

Wiesław Gęsicki. 

 

          Tak poznałem Wieśka. Ten wydał mi takie ostre polecenie działania w ścisłej tajemnicy - "Szefowie siedzą!". No i kazał mi organizować grupę młodzieżową. 
          Ze stworzeniem takiej grupy nie było większych problemów, ponieważ w mojej ursusowkiej grupie rówieśników było wielu takich jak ja, których rodzice działali w tajnych strukturach "Solidarności". Z chłopaków z Liceum im. Kruczkowskiego w Ursusie, z Technikum Elektromechanicznym im. Kasprzaka i oczywiście z mojego Liceum Księgarskiego utworzyliśmy kilkunastoosobową grupę, którą postanowiliśmy nazwać 

 

"Świt Niepodległości".

 

          Zadeklarowałem kolegom, że zrobię wszystko, żeby ta nasza grupa weszła formalnie w skład Konfederacji. Nastąpiło to 17 września 1986 roku, kiedy Wiesiek Gęsicki zaprzysiągł mnie na członka KPN na Cmentarzu Wojskowym. Miało to być w Dolince Katyńskiej. Była godzina szósta rano. Ale już o szóstej funkcjonariusze SB czuwali w Dolince, żeby z okazji rocznicy 17 września ktoś tam czegoś nie namalował, albo nie wywiesił jakiegoś emblematu. Ja wcześniej proponowałem inne miejsce na złożenie przysięgi - przed pomnikiem żołnierzy 1920 roku. Więc gdy spostrzegliśmy esbeków na cmentarzu, powiedziałem Wieśkowi: "Zobacz, wyszło na moje!". 
          Po złożeniu przysięgi byłem bardzo dumny. Powiedziałem kolegom, że wchodzimy w skład struktury KPN w Warszawie. No nie było to jeszcze "formalnie zalegalizowane". Wiesiek Gęsicki był jednym z nielicznych członków tzw. starego KPN-u (wstąpił do Konfederacji w 1981 roku jeszcze przed stanem wojennym), ale nie był tym, który był władny to usankcjonować. 
          Czekałem więc do wyjścia z wiezienia przez kierownictwo KPN-u, co nastąpiło w sierpniu-wrześniu 1986 roku na mocy amnestii. Oczywiście natychmiast nawiązałem kontakt z Andrzejem Szomańskim, powiedziałem, że zawiązaliśmy grupę, która nazywa się "Świt Niepodległości", że działamy w kilku szkołach w Warszawie, że rozprowadzamy "bibułę". Miałem dostęp do kolportażu poprzez rodziców. Mogłem zaszpanować przed rówieśnikami: miałem znaczki, galanterię patriotyczną, książki, nawet filmy video wydawane przez wydawnictwo NOW-a jak "Przesłuchanie" Bugajskiego i inne. Chcąc nie chcąc byłem liderem tej grupy. Andrzej Szomański powiedział, że ponieważ mamy koło 17 lat, ciągle jesteśmy niepełnoletni - najlepiej będzie jak zgodnie ze statutem zostaniemy grupą afiliowaną KPN-u, która oczywiście wejdzie w skład Okręgu warszawskiego Konfederacji. I tak się stało. 
          W okresie od jesieni 1986 roku do jesieni 1987 roku uczestniczyliśmy w wielu akcjach ulotkowych. W roku następnym - w akcjach wieszania transparentów. Braliśmy też udział w spotkaniach w kościele Świętej Trójcy na Solcu. Tam też po pewnym czasie zostałem mianowany przez szefa Obszaru na zastępcę szefa Kierownictwa Akcji Bieżącej w Warszawie, jako jeden z przedstawicieli szkół średnich. 

          Nasza organizacja rozwijała się, liczyła w szczytowym momencie, tzn. w 1988 roku, 30-40 członków. Dołączyła grupa z Liceum Medycznego w Pruszkowie, jak również - z kilku szkół praskich, których nazw już niestety nie pamiętam oraz z Liceum im. Curie na Żoliborzu. Później jeszcze z kilku innych szkół młodzież zgłaszała akces do KPN. Oczywiście każdy chciał być członkiem rzeczywistym, to wiązało się ze złożeniem przysięgi. Sukcesywnie w latach 1987 - 1989 ci ludzie formalnie przystępowali do Konfederacji uczestnicząc poprzez "Świt Niepodległości" w bieżących pracach Okręgu warszawskiego KPN. 
          Wspomnę, że w tym czasie działały też inne organizacje młodzieżowe związane z KPN-em, jak Polska Organizacja Młodzieżowa (POM) gdzie działał m.in Hubert Zaremba (poprzednio u nas), Organizacja Młodzieżowa "Nike", czy też 

 

Akademicka Organizacja KPN "Orzeł Biały".

 

          Ta ostatnia po pewnym czasie stała sie trzonem warszawskiego KPN-u. Jej główną postacią był, niestety już nieżyjący, Stanisław Mazurkiewicz, wnuk legendarnego "Radosława", generała Armii Krajowej szefa Kedywu. 
          W tym czasie współpracowaliśmy z Krzysztofem Królem, członkiem Rady Politycznej, który w swoim mieszkaniu przy ul. Lumumby na Woli założył w 1987 roku jawne biuro KPN-u. Pobieraliśmy tam "Gazetę Polską", która była głównym organem Konfederacji, pismo "Droga" i inne niezależne publikacje i wydawnictwa KPN-u. 
          Mieliśmy ambicję, żeby wydawać własne pismo i faktycznie 

 

założyliśmy gazetkę, która nosiła nazwę, tak jak nasza organizacja, "Świt Niepodległości".

 

          Pierwszy numer, jeszcze nie techniką ofsetową, lecz sitodruku ręcznego, ukazał się w końcu września 1986 roku, kiedy wstąpiłem do KPN-u. Następne numery w liczbie 23 ukazywały się w różnych odstępach czasu do wiosny 1990 roku. Pomagał w wydawaniu kolejnych numerów Wiesław Gęsicki, jak również Robert Nowicki, który do dziś jest szefem agencji wydawniczej "Akces" a poza tym był działaczem KPN-u i więźniem politycznym, a następnie związał się z Polską Partią Niepodległościową, Katolickim Ruchem Młodzieży Niepodległościowej a następnie Federacją Młodzieży Walczącej. Gazetka była podzielona na cztery części. W pierwszej, najważniejszej, zawieraliśmy informacje ze szkół, tzn. w której szkole są jakieś pisemka czy jakieś struktury, informowaliśmy, oczywiście bez podawania nazwisk o akcjach plakatowych. 

          Staraliśmy się żeby ta nasza gazetka ukazywała się w miarę regularnie. Nie było to takie proste. "Świt Niepodległości" był chyba jedynym - oprócz oczywiście "Orła Białego", którego wydali akademicy - nie był finansowany przez struktury KPN. Myśmy na nią w jakiś sposób zarabiali bądź to sprzedając książki i znaczki lub też korzystając z uprzejmości panów Gęsickiego i Nowickiego zaangażowanych w działalność Federacji Młodzieży Walczącej i Ruchem Katolickiej Młodzieży Niepodległościowej. Trochę żeśmy się wspomagali finansowo - wydaliśmy jedyny znaczek pocztowy pod hasłem "Zbrodnia komuny - kopalnia Wujek". Nie był to przypadek, ponieważ jednym z moich przyjaciół poznanych na marszu, był Bogusław Dziatko. Uczestniczył on w strajku w kopalni "Wujek" w grudniu 1981. Następnie był więźniem politycznym w Katowicach, ale nie w związku ze strajkiem, tylko w związku z działalnością w KPN. Na moją prośbę, po wyjściu z więzienia napisał do "Świtu Niepodległości" cykl artykułów o strajku, pod tytułem "Szaniec Niezwyciężony". Była to dokładna relacja ze strajku w kopalni "Wujek". Relacja nie była anonimowa, ale podpisana jego własnym nazwiskiem.
          Ważnym dla nas momentem była 

 

śmierć Andrzeja Szomańskiego w październiku 1987 roku.

 

To On wciągnął mnie do działalności, bardzo przeżyłem tą jego śmierć. Stałem na warcie honorowej przy Jego trumnie w kościele Karola Boromeusza na Powązkach... Pamiętam cały pogrzeb, uczestniczyło w nim wielu działaczy niepodległościowych: Seweryn Jaworski - wiceszef Regionu Mazowsze, Wojciech Ziembiński... Pogrzeb był bardzo uroczysty, miał podniosły charakter, były poczty sztandarowe. 
          Potem Krzysztof Król polecił nam nawiązanie kontaktu z ludźmi starszymi od nas. Byli to studenci i absolwenci Wydziałów Prawa i Historii Uniwersytetu Warszawskiego na czele ze Staszkiem Mazurkiewiczem. 

 

Stanisław Mazurkiewicz

 

był motorem działania warszawskiego KPN-u. To on organizował manifestacje 3 Maja i 11 Listopada. W mieszkaniu Staszka na ulicy Angorskiej na Saskiej Kępie był punkt kolportażu. Spotykaliśmy się tam dla omówienia bieżących spraw. 
          Ważnym wydarzeniem był udział młodzieży niepodległościowej z Gdańska, Krakowa i oczywiście Warszawy 

 

w marszach Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej

 

z Krakowa do Kielc. Był to rodzaj permanentnej demonstracji. Po drodze rozdawaliśmy literaturę niepodległościową, spotykaliśmy się z mieszkańcami, robiliśmy też krótkie wiece np. w Miechowie, Chęcinach. Po dotarciu do Kielc zawiązywaliśmy pielgrzymkę do Częstochowy - na Jasnej Górze wieszaliśmy transparenty z hasłami niepodległościowymi. Raz nawet doszło do manifestacji, na której czele szedł Zygmunt Łenyk, członek Rady Politycznej KPN z Krakowa. Te marsze były też ważnym elementem integracyjnym środowiska, ponieważ ludzie się poznawali i mieli możliwość wymiany doświadczeń. Uczestniczyli w nich także Leszek Moczulski i Krzysztof Król. Największy marsz był w 1988 roku. Różni działacze witali i żegnali maszerujących - był Edward Nowak (działacz "Solidarności" z Krakowa) i ojciec Eustachy Rakoczy (paulin z Częstochowy), który z resztą do tej pory patronuje Marszowi. Była też okazja do spotkania z ciekawymi ludźmi, jak Antoni Heda "Szary", który wsławił się rozbiciem więzienia ubeckiego w Kielcach. Byli też inni kombatanci Armii Krajowej, jak to się dzisiaj modnie mówi - Żołnierze Wyklęci.

 

Po wyborach w 1989 roku

 

na polecenie Leszka Moczulskiego organizowałem Związek Strzelecki w Warszawie. 
          Na wiosnę 1990 roku, kiedy wydawało się oczywiste, że komunizm się rozleciał, były wybory samorządowe, w których kandydowałem z ramienia KPN w Ursusie - bez powodzenia. 
          Elementem zamykającym moją działalność w KPN była manifestacja (a właściwie uroczystość, bo nikt nas wtedy nie gonił), 19 marca 1990 roku w Sulejówku - imieniny marszałka Piłsudskiego. Tam z transparentem "Świtu Niepodległości" wystąpiliśmy po raz ostatni. Pamiętam nawet jego treść: "Rocznice powinniśmy czcić nie tylko wspomnieniami, ale postanowieniami nowych czynów". 
          W 1993 roku, na prośbę Leszka Moczulskiego, kandydowałem jeszcze do sejmu z województwa ostrołęckiego - z wiadomym wynikiem. 


Rozmawiał Piotr Plebanek (2015).   

  . . . . . .